„Codzienna” tuż po zakończeniu posiedzenia komisji skontaktowała się z rodzinami ofiar. Ich słowa nie pozostawiają wątpliwości. Nowe ustalenia kładą się cieniem na wszystkim, co „produkowała” komisja pod przewodnictwem Jerzego Millera.
Merta zwraca uwagę na fakt szantażu, jakiemu poddana jest pracująca społecznie komisja.- To mnie szczególnie uderzyło. Największe wrażenie zrobiło na mnie przedstawienie analiz, bardzo miałkich naukowo czy w ogóle nienaukowych, na podstawie których wysnuto wniosek, że śp. gen. [Andrzej] Błasik był obecny w kabinie pilotów. Potem Instytut Sehna to zweryfikował – rzekomy głos gen. Błasika okazał się głosem drugiego pilota, czyli pana [Roberta] Grzywny, ale wczoraj przedstawiono, na jak wątłych przesłankach zbudowano cały ogromny przemysł pogardy czy wręcz przemysł nienawiści. W jaki sposób zafundowano nieprawdopodobną gehennę rodzinie gen. Błasika – mówi „Codziennej” Magdalena Merta, wdowa po tragicznie zmarłym w katastrofie podsekretarzu stanu w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego. – To wstrząsające, jak można było tak postąpić i jak ohydna, paskudna była to gra polityczna. To jeden z tych elementów, który mnie bardzo uderzył – dodaje.
Reklama
– Ja się bardzo rzadko nie zgadzam z panem ministrem Antonim Macierewiczem, dowiedzieliśmy się, że zespół, który pracuje nad wyjaśnieniem katastrofy smoleńskiej, pracuje pro publico bono. Chcąc nie dopuścić do ataku medialnego i zarzutów o wydawanie publicznych pieniędzy, postanowiono, a ideowi i szlachetni członkowie tej misji na to się zgodzili, że będą (w przeciwieństwie do zespołów Laska czy Millera) pracowali bez wynagrodzenia. Bardzo mnie to zbulwersowało, bo w imię czego płaciliśmy – my, państwo polskie – za mataczenie, kłamanie, manipulowanie dowodami, a nie chcemy czy uważamy, że nie musimy płacić za ciężką pracę, wymagającą dużego zaangażowania i dużego poświęcenia ludzi, którzy rzeczywiście mają wolę wyjaśnienia katastrofy? – pyta wdowa po polityku.