W tym tygodniu premier Tusk w zlikwidowanym w ub.r. gigancie z Raciborza - Rafako - ogłosił z dumą, że powstanie tu 500 miejsc pracy. Nawet przychylna koalicji rządzącej śląska gazeta napisała "Hit dnia. Premier dotrzymał słowa"... Przypomnijmy: w Rafako i związanym z nim Rafamecie pracę straciło ponad 1000 osób. Teraz na Śląsku źle się dzieje w wielu branżach. Fujitsu, japoński producent systemów informatycznych w Katowicach i Łodzi, chce zwolnić prawie 800 osób. Nie udało się nam potwierdzić, mimo monitów, ilu pracowników zostanie zwolnionych na Śląsku. Kilkudniowy przestój ma fabryka Stellantis w Tychach; to część globalnego rynku motoryzacji i właściciel marek takich jak Peugeot, Citroën, Opel i Fiat. Podobne przestoje koncern ogłosił w całej Europie, nawet na czas dwóch miesięcy. Nic dziwnego, że na Śląsku ludzie boją się utraty pracy. W ub.r. Stellantis już wygasił zakład w Bielsku-Białej, gdzie pracowało ponad 500 osób. Drugie tyle pracowników pożegnało się z fabryką w Gliwicach.
- Stałe zatrudnienie w gliwickim centrum produkcyjno-technologicznym nie uległo zmianie i niezmiennie wynosi ponad 2000 osób. W Gliwicach w 2024 r. zakończyliśmy umowy czasowe, z 500. pracownikami zawiązane, by wesprzeć produkcję przez określony czas
- uspokaja w rozmowie z Niezalezna.pl Agnieszka Brania, rzeczniczka prasowa fabryk Stellantis w Polsce.
- Postój w Tychach wyniesie 10 dni i jest tymczasowym, elastycznym dostosowaniem poziomu produkcji do zmieniających się warunków rynkowych w Europie, w ramach rocznego planu produkcyjnego i nie ma wpływu na zatrudnienie w zakładzie. [W Tychach pracuje 2,6 tys. ludzi - przypis redakcji]
Największa w Polsce huta wygasza wielki piec
To nie koniec czarnych chmur nad rynkiem pracy w województwie śląskim. ArcelorMittal Poland w Dąbrowie Górniczej, dawnej hucie "Katowice" wygasił wielki piec nr 3. Na 9 miesięcy.
- Zatrudniamy 9 tys. pracowników w naszych sześciu oddziałach w Polsce i 2 tys. w firmach współpracujących - przekazuje nam Marzena Rogozik z ArcelorMittal Poland.
- Nie planujemy zwolnień. Wieloletni, doświadczeni pracownicy są filarem naszej firmy dlatego, nawet jeśli w naszych oddziałach zachodzą jakieś zmiany związane z konfiguracją zakładów to zawsze staramy się pracownikom zaoferować pracę na innych stanowiskach, sfinansować przekwalifikowanie i zrekompensować ewentualny dojazd do pracy w innej naszej lokalizacji. Zawsze takie rozwiązania uzgadniamy we współpracy z organizacjami związkowymi.
To pełzający proces likwidacji miejsc pracy
Andrzej Karol, przewodniczący Rady Krajowej Sekcji Hutnictwa NSZZ „Solidarność”:
- Jeśli chodzi o przemysł stalowy, od grudnia 2023 r. straciliśmy ok. 2,3 tys. miejsc pracy, to pełzający proces likwidacji zatrudnienia. Są obawy o największych potentatów na naszym rynku ArcelorMittal Poland" który wstrzymał pracę wielkiego pieca w Dąbrowie Górniczej i teraz czeka - co jeszcze wydarzy się w Europie i czy jest szansa, by produkcję prowadzić na naszym kontynencie. Europa musi wreszcie zająć się własną gospodarką, szczególnie teraz, gdy mówimy tyle o bezpieczeństwie, rozwoju innowacyjności. Przemysł stalowy jest początkiem wszystkiego. Cokolwiek byśmy nie robili wszędzie jest potrzebna stal, czy to będą czołgi, motoryzacja. Jest ogrom zapotrzebowania na produkty stalowe. Europa, przesypiając okres wielu lat, doprowadziła do tego, że moce produkcyjne spadły z 85 proc. do 60. Korzystają z tego rynki zewnętrzne, które tu wchodzą. Do tej pory trafił do Europy materiał wsadowy, tzw. "slaby" w ilości 12 milionów ton... z Rosji. Rosyjskie walcownie są w krajach Europy Zachodniej, m.in. w Belgii, Danii i we Włoszech. I na to jest przyzwolenie Unii Europejskiej. Oczywiście, to zrozumiałe, że Belgowie, Duńczycy zabiegają o to, by ich zakłady istniały, ale to tak trochę jest nie na miejscu, by w czasie, gdy tyle negatywnych rzeczy mówimy o państwie rosyjskim, w ten sposób Rosjanie korzystali na rynku europejskim.
Andrzej Karol alarmuje, że hutnictwo w Polsce jest pod ścianą.
- Po ostatnich rozmowach z rządem, z ministrem energii Miłoszem Motyką i posłami, na sejmowej Komisji Gospodarki, stwierdziliśmy, że zaostrzenie protestów to jedyna droga. Pomoc dla Śląska w postaci 500 miejsc pracy w zlikwidowanym w ub.r. roku Rafako to kropla w morzu potrzeb. Mamy stare tematy bardzo istotne dla przemysłu, które trzeba pilnie wdrażać, życie nie stoi w miejscu. Unia Europejska decyzją z 6 czerwca br., zezwoliła Ukrainie na wprowadzenie na rynek europejski przez kolejne trzy lata, "wsadu", bez wskazania ilości i gatunków, mogą więc Ukraińcy wprowadzić tu wszystko. Oczywiście my nie jesteśmy przeciwni pomocy Ukrainie, ale jeśli i to dane z ubiegłego roku, z trzech milionów ton stali, które trafiły do Europy, milion zostało w Polsce... To psuje nasz rynek wewnętrzny, konkurencyjność. Stal ukraińska nie jest obarczona podatkami ETS, jest tańsza. Już nie ma czasu na opieszałość polskiego rządu, ani na decyzje tymczasowe. Trzeba jasno określić przyszłość branży. Tym bardziej, że rząd premiera Tuska zapowiada, że jeśli chodzi o stal, dla CPK, elektrowni atomowej, linii przesyłowych i kolejowych potrzeba będzie infrastruktury za blisko 140 mld zł. To wartość, którą będzie mogło dać samo hutnictwo. Jeśli, to ma być taki ogrom pieniędzy, oczywiście rozbity na wiele lat, ale jeśli ten tort jest taki duży, to aż by się chciało, by te produkty wyszły z naszych hut
- dodaje Andrzej Karol.
Łączą siły we wspólnym proteście
Związki zawodowe działające na Śląsku i w Zagłębiu Dąbrowskim połączyły siły. Właśnie wznowił działalność Międzyzwiązkowy Komitet Protestacyjno-Strajkowy Regionu Śląsko-Dąbrowskiego i rozpoczął przygotowania do wielkiej manifestacji, która ma się odbyć na początku listopada w Katowicach. Powody brak porozumienia z rządem dla górnictwa i hutnictwa. Przypomnijmy komitet został zawiązany w 2012 r., a w marcu 2013 roku w całym regionie miał miejsce strajk generalny, w którym wzięło udział 85 tys. pracowników z ok. 400 zakładów pracy.
- Czasy, które nastały teraz, wymusiły na stronie społecznej, działania niezbędne, by ratować firmy, miejsca pracy, wystąpić w obronie godnego życia
- mówi nam Sławomir Kozłowski, przewodniczący Zakładowej Organizacji Związkowej NSZZ "Solidarność" w Jastrzębskiej Spółce Węglowej.
JSW to największy producent węgla koksowego w Unii Europejskiej. W grupie kapitałowej JSW pracuje ponad 32 tys. osób. Spółka jest na skraju upadku. Nikt z biura prasowego zakładu nie chciał dla nas sytuacji w JSW skomentować. Sławomir Kozłowski wskazuje jasno, obecnie rządząca koalicja, albo przez brak kompetencji, albo przez z góry założony zamiar, doprowadziła wiele firm na skraj bankructwa, i trzeba o tym głośno mówić.
Rząd powiela pół prawdy
- Rząd powiela przy tym pół prawdy, albo wręcz kłamstwa, odnosząc się do sytuacji w poszczególnych firmach i sytuacji pracowników. Ostatnie wypowiedzi pana wiceministra Kropiwnickiego z MAP, a zaraz za nim premiera Tuska, że np. płace w JSW wzrosły o 60 proc. To karygodne kłamstwo, które ma skłócić górników z innymi grupami zawodowymi. Drugie kłamstwo, że podwyżki płac w Jastrzębskiej są realizowane, mimo że pogarsza się sytuacja w firmie. Te dwa kłamstwa już zaczęły funkcjonować w mediach, a społeczeństwo tego słucha. Zarządzanie w tej chwili w naszym kraju polega na dzieleniu ludzi. Musimy głośno wykrzyczeć, że to fałsz, bo albo zarządzają nami głupcy, albo osoby które mają z góry ukartowany plan zmierzający do przekazania naszych firm w obce ręce lub wyeliminowania polskiego przemysłu z rynku
- denerwuje się w rozmowie z Niezalezna.pl Sławomir Kozłowski.
- Węgiel koksowy, koksownie, huty to jeden cykl, który nie funkcjonuje bez siebie wzajemnie. W takim składzie chcemy przeprowadzić akcję protestacyjną, ale uważamy również, że inne grupy zawodowe i społeczne też powinny w proteście uczestniczyć. Z nami jest powiązane całe życie społeczne na Śląsku. Choćby w takim mieście jak Jastrzębie-Zdrój, gdzie jest główna siedziba JSW upadek przemysłu odczują pracownicy handlu, służby zdrowia, oświaty. To sfera produkcyjna odpowiada za przychody do budżetu, a bez nich nie wystarczy ani sferę publiczną, ani na bezpieczeństwo, o którym tak głośno mówi rząd.