Od początku sztucznie wywołanego przez Białoruś kryzysu migracyjnego na wschodzie Polski, funkcjonariusze broniący granicy byli atakowani przez polityków poprzedniej opozycji i środowiska ich sprzyjające, w tym celebrytów. Aktorzy często przedstawiali migrantów jako osoby skrzywdzone przez los i głównie opowiadali o znajdujących się wśród nich kobietach i dzieciach. Nie inaczej postępowała Maja Ostaszewska. Jeszcze w 2021 roku, gdy wróciła z granicy, gdzie z aktywistami wspierała cudzoziemców, opowiadała o tragicznej sytuacji osób, które przecież brały udział w wojnie hybrydowej.
"Wczoraj spotkaliśmy małżeństwo i ich przyjaciela. Ci ludzie zostali pobici, zabrano im pieniądze, jeden z mężczyzn został uderzony łomem w głowę, trafił do szpitala, zabrano im wszystkie dokumenty. Jego żona bała się, że zostanie sama, że gdy wróci do lasu zostanie zgwałcona, że już nigdy nie zobaczy swojego męża"
– mówiła ze łzami w oczach. Oznajmiła wówczas, że ona, jak i część społeczeństwa, przez sytuację na granicy nie może spać po nocach.
Po wyborach, narracja rządzących, co do sytuacji na granicy zmieniła się. Skończyły się także wycieczki aktorów na granicę. Kilka dni temu opinią publiczną wstrząsnęła śmierć zamordowanego przez nielegalnego migranta żołnierza Wojska Polskiego Mateusza Sitka. Telewizja Republika zapytała w poniedziałek Ostaszewską, o jej wcześniejsze wypowiedzi.
"Oczywiście nie mam za co przepraszać. Oczywiście bardzo współczuję rodzinie zamordowanego żołnierza [...] Nie zrobiłam nic złego strażnikom granicznym, nie brałam udziału w hejcie"
– powiedziała.
Zapewniła, że na granicy "są również matki z dziećmi", jednak w takich grupach "zawsze może znaleźć się ktoś niebezpieczny".
🔴 Maja #Ostaszewska nie zamierza przeprosić polskich żołnierzy. @MichalJelonek #włączprawdę #TVRepublika pic.twitter.com/HqdMAMGUPq
— Telewizja Republika 🇵🇱 #włączprawdę (@RepublikaTV) June 11, 2024