"Najprostsza definicja barbarzyństwa to brak poszanowania dla tradycji i historii. Tu mamy samodefiniujące się barbarzyństwo" - tak o protestach na ulicach polskich miast, które często przybierają skandaliczną formę, mówił dziś w rozmowie z redaktor Dorotą Kanią prof. Aleksander Nalaskowski.
Protesty przeciwników zaostrzania prawa aborcyjnego w wielu miastach - dużych i mniejszych - całego kraju trwają od zeszłego czwartku, kiedy Trybunał Konstytucyjny orzekł, że przepis tzw. ustawy antyaborcyjnej z 1993 r. zezwalający na dopuszczalność aborcji w przypadku dużego prawdopodobieństwa ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu jest niezgodny z konstytucją. Demonstracje przybierają niezwykle agresywny wymiar - królują wulgaryzmy, chamskie transparenty i okrzyki, dochodzi do dewastacji mienia publicznego, w tym kościołów i pomników.
Skąd się wzięła taka forma protestów, zakładająca m.in. ataki na kościół? - takie pytanie zadała swojemu gościowi w programie "Szkiełko i oko" w Polskim Radiu 24 redaktor Dorota Kania.
- Z reguły jest tak,że jeżeli chcemy kogoś dokuczyć na serio, to się uderza w jego najczulszy punkt. Żeby komuś dokuczyć, trzeba uderzyć w to, co ma najcenniejsze
- wskazał prof. Aleksander Nalaskowski z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.
- Żeby tej stronie dokuczyć, naruszyć dobrostan czy sprowokować, uderza się w to co najczulsze. Każdy następny bodziec musi być silniejszy - pisanie po murach szkoły nie wystarczy, trzeba napisać na murze kościoła. Już nie wystarczy obrazić Kaczyńskiego, trzeba obrazić księdza. To działanie, które samo się nakręca. Ciekawy jestem, czy zostaną ocalone cmentarze, bo upstrzenie tymi gwiazdami czy piorunami cmentarzy też może wchodzić w rachubę
- stwierdził wykładowca akademicki.
Według prof. Nalaskowskiego, wulgarne demonstracje mogą być efektem frustracji związanej z przegrywaniem kolejnych wyborów.
- Nie jest dokuczliwe powiedzenie komuś, że ja się z Tobą nie zgadzam, tylko dokuczliwe jest mu naplucie w twarz. Mamy do czynienia z 5-letnim dozowaniem frustracji. Ta strona doznawała porażek, to są frustracje, bo wszystko przegrali. Zachowują się jak pokerzysta, którzy przegrał wszystko w karty, wywala stolik i wyciąga colta. Wyczerpały się wszystkie metody, teraz już tylko to co pozostało, to hucpa. Tak naprawdę kobiety są pretekstem. Jeżeli się rozmawia z uczestnikami strajku, to nie mają zielonego pojęcia przeciwko czemu strajkują. Jak padło pytanie, na czym polegał kompromis aborcyjny, to padła odpowiedz "co mnie to obchodzi, j...ć prawo"
- wskazywał rozmówca redaktor Doroty Kani.
Prowadząca audycję przypomniała, że na niektórych uczelniach wspierany jest strajk - znaleźli się rektorzy, którzy dali wolne studentom, by mogli protestować.
- Środowisko akademickie jest generalnie po stronie opozycji. Ta strona opozycyjna zupełnie nie dostrzega formy protestu, wulgaryzmów, antywychowawczej strony, mówią o jakimś fikcyjnym świecie, w którym rozgoryczone kobiety protestują, ale nie mówią jak - jakby nie zauważyli upstrzonych kościołów, pobitych księży, lżonych policjantów
- uznał naukowiec.
Sam prof. Nalaskowski przyznał, że jest przeciwnikiem kompromisów aborcyjnych.
- Znowu mówimy o języku. To morderstwo, które jest bezwzględnie morderstwem. Człowiek nie ma prawa zarządzać niczyim życiem, bo nie ma prawa nikogo wskrzesić. Dla mnie sprawa życia jest ponad konstytucją, ponad trybunałami, ponad manifestacjami!
- mówił.
Wracając do protestów, wykładowca UMK podkreślił, że żniwo po demonstracjach może zebrać koronawirus.
- Tam są ludzie młodzi, oni są stosunkowo mało narażeni na śmierć. Ale przekazują sobie wirusa i z tym wirusem wędrują do domu, sąsiadów, rodziców, dziadków. Zapłacą za to najstarsi obywatele, bo młodzi wrócą do domu po zbiorowej zabawie, dla wielu młodych to czysta zabawa - imprezy zamrożone, to trzeba dać upust. A poza tym to upust frustracji po przegranych wyborach. A tych sfrustrowanych, po ostatnich wyborach, tych polsko-trzaskowskich, mamy około 10 milionów. Jest w czym wybierać
- powiedział prof. Nalaskowski.
- Najprostsza definicja barbarzyństwa to brak poszanowania dla tradycji i historii. Tu mamy samodefiniujące się barbarzyństwo. To robi pokolenie, które nawet na jotę nie byłoby w stanie sprostać wyzwaniom, którym sprostali ich rówieśnicy, rocznik 1920-1921
- zakończył.