"Tegoroczny Marsz Niepodległości był dla mnie bardzo smutnym obrazkiem" - podkreślił prezydencki minister Andrzej Dera. Jego zdaniem, organizatorzy Marszu Niepodległości "nie stanęli na wysokości zadania", a "11 listopada powinien być świętem, które łączy wszystkich Polaków".
Dera stwierdził w Polsat News, że przez ostatnie pięć lat Marsze Niepodległości "miały charakter pokojowy i były pięknym świętem, oddaniem czci i hołdu naszym bohaterom".
Przypominał, że sam uczestniczył w tym marszu w 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości. Jak mówił, było to "bardzo przejmujące wydarzenie", podczas którego czuł się bezpiecznie i godnie.
- Teraz stało się, niestety, zupełnie inaczej. Ja to składam na karb pandemii, bo w okresie pandemicznym nie powinniśmy się zbierać gromadnie. Organizatorzy nie stanęli na wysokości zadania, bo miał to być bezpieczny przejazd samochodów. Niestety, stało się zupełnie inaczej
- mówił Dera.
Prezydencki minister podkreślił, że zgromadzenia powinny mieć zawsze charakter pokojowy, a "trudno nazwać charakterem pokojowym, demonstrantów, którzy idą z racami, którzy mają niebezpieczne przedmioty, którzy atakują policję".
- Dla mnie to był bardzo smutny obrazek. 11 listopada, odzyskanie niepodległości po wielu latach, kiedy straciliśmy tę niepodległości, powinno być świętem, który łączy wszystkich Polaków. Nie powinno dochodzić do takich obrazków, jakie widzieliśmy teraz 11 listopada. To są smutne obrazki, nikomu niepotrzebne
- oświadczył Dera.
Jego zdaniem, podczas marszu policja "zachowywała się tak, jak powinna się zachowywać" - wyłapywała tych, którzy naruszali porządek prawny.
Podczas Marszu Niepodległości doszło do zamieszek. Policja informowała m.in., że w stronę policjantów poleciały kamienie i race. KSP przekazywała, że "grupy chuliganów zaatakowały policjantów chroniących bezpieczeństwo innych ludzi". Do działań ruszyły pododdziały zwarte, które użyły środków przymusu bezpośredniego - gazu łzawiącego i broni gładkolufowej.