"Chodź, tygrysie, scena jest twoja" - tak do kandydata PSL, Władysława Kosiniaka-Kamysza, mówiła podczas jednej z pierwszych przedwyborczych konwencji jego żona. Określenie "tygrys" przylgnęło do lidera ludowców, choć przyjęło nieco odmienny wydźwięk. Dziś Kosiniak-Kamysz postanowił zdradzić kulisy lutowej konwencji.
W wywiadzie dla Magazynu TVN24 prezes PSL był pytany m.in. o wynik, jaki uzyskał podczas ostatnich wyborów prezydenckich, o współpracę z Szymonem Hołownią i ewentualną koalicję z PiS. Zapowiedział, że za kilka dni zaprezentuje propozycję dla całej opozycji.
Kosiniak-Kamysz przyznał, że ból tuż po ogłoszeniu sondażowych wyników I tury wyborów był bardzo silny.
- Te uczucia było widać na mojej twarzy, w ruchach, a potem w każdym słowie. Dziś już wiem, że to było najtrudniejsze wystąpienie w mojej dotychczasowej politycznej karierze - powiedział.
Zaznaczył, że zakładał dobry wynik na poziomie 8 proc. a zły - na poziomie 5 proc.
- A tu dostajesz telefon, że ostatecznie jest 2. I nie możesz wsiąść do samochodu i odjechać, tylko musisz wyjść na scenę, wziąć mikrofon i jeszcze powiedzieć coś oprócz "dziękuję"
- wspominał lider PSL.
Jak dodał, przed wyjściem na scenę rozmawiał z żoną.
Zapytany został także o słowa, które jego żona powiedziała podczas jednej z pierwszych przedwyborczych konwencji Kosiniaka-Kamysza - 29 lutego w Jasionce.
- Chodź, tygrysie, scena jest twoja - mówiła do męża Paulina Kosiniak-Kamysz.
Lider PSL stwierdził, że "poszła wtedy grubo po bandzie". Zaznaczył, że nie konsultowała z nim tej wypowiedzi. Na uwagę, że to określenie już z nim zostanie, odparł, że nie ma z tym problemu.