Zwykła wizyta w aptece potrafi dziś zamienić się w kilkugodzinne tournée po mieście. Nieważne, czy szukasz leku przeciwzapalnego na receptę, syropu przeciwalergicznego dla dziecka czy tabletek dla seniora. Coraz częściej słyszymy w okienku: „proszę spróbować gdzie indziej”.
Problem braku leków osiągnął niespotykaną dotąd skalę. Choć Ministerstwo Zdrowia publikuje listy tzw. produktów zagrożonych brakiem dostępności, realia w aptekach mówią jedno: to kryzys, którego nie wolno ignorować.
Niedostępne leki na cukrzycę czy nadciśnienie
Według najnowszych danych z LekInfo24 oraz branżowego portalu mgr.farm, na liście niedostępnych lub zagrożonych leków znalazły się m.in. Pelgraz (stosowany w chemioterapii), Ultibro Breezhaler (dla chorych z POChP), a także popularne leki na nadciśnienie, cukrzycę i choroby tarczycy. Co miesiąc lista się wydłuża, a niektóre pozycje znikają z rynku na wiele tygodni.
Szczególnie dotkliwe konsekwencje braku leków odczuwają mieszkańcy mniejszych miejscowości. Dane z raportu Rzeczpospolitej z czerwca tego roku pokazują, że tylko 40 proc. mieszkańców wsi ma aptekę w promieniu 10 minut od domu. W większych miastach to ponad 80 proc.. Ale nawet tam dostępność leków nie jest gwarantowana.
Dostawy są nieregularne, musimy tłumaczyć pacjentom, że na niektóre leki czeka się tygodniami
– przyznają aptekarze. Powody? Eksperci wskazują na trzy główne: ograniczenia w globalnym łańcuchu dostaw, problemy z rejestracją i refundacją w Polsce oraz rosnące koszty importu i produkcji. Do tego dochodzi problem tzw. wywozu leków czyli eksportu deficytowych medykamentów za granicę, gdzie sprzedawane są po wyższych cenach.
Pacjenci radzą sobie sami
Resort zdrowia próbuje reagować. W lipcu 2025 r. zaktualizowano listę leków zagrożonych, a także zapowiedziano wzmocnione kontrole dystrybucji. Pojawiły się też pomysły stworzenia mobilnych aptek, czyli furgonetek z lekami, które mogłyby docierać do miejsc bez stałych placówek farmaceutycznych. Na razie jednak to tylko pilotaż.
Z kolei pacjenci próbują radzić sobie sami. Wymieniają się informacjami w mediach społecznościowych, tworzą grupy alertowe, a także sprowadzają leki zza granicy. W praktyce oznacza to, że osoby starsze, chore lub cyfrowo wykluczone zostają na lodzie.
Problem dotyczy nie tylko rzadkich leków specjalistycznych. Coraz trudniej kupić też środki pierwszej potrzeby, a także niektóre antybiotyki, insuliny, leki uspokajające czy nawet syropy dla dzieci. W długofalowej perspektywie brak systemowego rozwiązania może oznaczać prawdziwą katastrofę zdrowotną. Eksperci przestrzegają, że jeśli państwo nie wypracuje skutecznego mechanizmu monitorowania i zarządzania dystrybucją, Polska stanie się krajem „lekowego drugiego świata”.