Mimo odrzucenia przez ZNP i FZZ piątkowej propozycji rządu, która zakłada zmiany systemowe i wzrost wynagrodzeń nauczycieli, wicepremier Beata Szydło zaproponowała centralom związkowym kolejne spotkanie dotyczące sytuacji w oświacie. Atmosfera wokół negocjacji i planowanego na jutro strajku "gęstnieje", a emocje skutecznie podgrzewają związkowcy. – Chciałem powiedzieć bardzo kategorycznie. Nie ma mowy o zwolnieniach nauczycieli. Nie będzie żadnych zwolnień nauczycieli. Takie jest stanowisko PiS i rządu – zapewnił dziś Ryszard Czarnecki, komentując zastrzeżenia związkowców dotyczące propozycji zwiększenia pensum.
Trwa przeciąganie liny pomiędzy oświatowymi związkami zawodowymi, a rządem ws. postulatów dotyczących podwyżek. Wczoraj strona rządowa zaproponowała centralom związkowym kolejne spotkanie dotyczące sytuacji w oświacie. Rozmowy mają być kontynuowane w niedzielę o godz. 19 w Centrum Partnerstwa Społecznego "Dialog" w Warszawie. Jednak szef ZNP Sławomir Broniarz komentując przebieg negocjacji nie spuszcza z tonu.
Propozycją rządu jest nowy kontrakt społeczny, który zakłada zmiany systemowe i wzrost wynagrodzeń nauczycieli. Propozycja przewiduje też, że pensum byłoby podnoszone cyklicznie co roku - wraz ze wzrostem wynagrodzeń - aż do osiągnięcia pułapu 22 lub 24 godzin przy tablicy w 2023 roku.
Związkowcy odrzucili propozycję rządu, podnosząc argument o możliwych zwolnieniach nauczycieli, które mogą być efektem zwiększenia pensum.
"Chciałem powiedzieć bardzo kategorycznie. Nie ma mowy o zwolnieniach nauczycieli. Nie będzie żadnych zwolnień nauczycieli. Takie jest stanowisko PiS i rządu"
– stwierdził Ryszard Czarnecki w „Kawie na ławę” TVN24.
Na proteście nauczycieli próbuje się promować totalna opozycja. Grzegorz Schetyna zapowiedział nawet, że natychmiast po wygranych przez PO-KO wyborach ich wynagrodzenia wzrosną zgodnie z prezentowanymi dzisiaj postulatami.
Komentując aktualny stan negocjacji i obietnice Platformy wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki zwrócił uwagę na wiarygodność opozycji, która zdecydowanie poparła belfrów w ich sporze z rządem.
"Przypomnę wam jak staliście murem za nauczycielami. Zwolniliście 40 tysięcy nauczycieli, zamknęliście 2 tysiące szkół i nauczycielom dodaliście jeszcze 2 godziny karciane w tygodniu. Sytuacja demograficzna wam przeszkadzała, żeby pomagać nauczycielom, tak mówicie. My dajemy 9%, wy dawaliście 0% przez 4 lata"
– mówił Patryk Jaki w Woronicza 17.
Od 5 do 25 marca odbywało się referendum strajkowe zorganizowane przez Związek Nauczycielstwa Polskiego w ramach prowadzonego sporu zbiorowego. Głosowanie odbyło się we wszystkich szkołach i placówkach, z którymi w ramach sporu zbiorowego zakończono etap mediacji, nie osiągając porozumienia co do żądania podwyższenia wynagrodzeń zasadniczych o 1 tys. zł. Jeśli taka będzie wola większości wyrażona w referendum, strajk ma się rozpocząć 8 kwietnia.
Oznacza to, że jego termin może się zbiec z zaplanowanymi na kwiecień egzaminami zewnętrznymi: 10, 11 i 12 kwietnia ma się odbyć egzamin gimnazjalny; a 15, 16 i 17 kwietnia - egzamin ósmoklasistów. 6 maja mają się zaś rozpocząć matury. Broniarz groził także brakiem promocji do następnych klas dla uczniów. Jego zapowiedzi spotkały się z ogromną krytyką.
W piątek rząd przedstawił nowy kontrakt społeczny dla grupy zawodowej nauczycieli, obejmujący podwyżki i zmianę warunków pracy. Nauczyciel dyplomowany po wprowadzeniu zmian otrzymałby w kolejnych latach, w wariancie pensum 22 h w 2020 – 6128 zł, 2021 – 6653 zł, 2022 – 7179 zł, 2023 – 7704 zł. W przypadku ustalenia pensum na poziomie 24 h (poziom średniej OECD) nauczyciel dyplomowany mógłby liczyć średnio na następujący wzrost wynagrodzenia 2020 – 6335 zł, 2021 – 7434 zł, 2022 – 7800 zł, 2023 – 8100 zł. Zwiększenie pensum byłoby kroczące i obejmowało cykliczne jego podnoszenie co roku, wraz z przyznaną podwyżką, aż do osiągnięcia pułapu 22 (lub 24) godzin przy tablicy w 2023 roku. Założenia obejmują także prognozę naturalnych odejść nauczycieli z zawodu (m.in. w związku z emeryturą). Średnia odejść z lat 2010-2018 wynosi w granicach 25-30 tys. rocznie, a 80 proc. odchodzących nauczycieli nie jest zastępowana. Rząd ocenia, że szacunki sugerują, że pozwala to na wprowadzenie zmian bez jakiejkolwiek dodatkowej redukcji kadry.