Nysa, jedno z najbardziej poszkodowanych w powodzi polskich miast, mogła uniknąć aż tak katastrofalnych skutków wielkiej wody? Okazuje się, że być może - tak. Jak relacjonował senator Lewicy Piotr Woźniak na antenie Telewizji Republika, do tragicznej sytuacji Nysy mogła przyczynić się również pewna proekologiczna inwestycja.
Informacyjny chaos, brak konsultowania decyzji z władzami miasta i desperacka próba uzyskania kluczowego ustalenia na szczeblu rządowym - to rzeczywistość, w jakiej musieli odnaleźć się nie tylko włodarze, ale przede wszystkim mieszkańcy zalanej Nysy.
Tymczasem okazuje się, że winnych być może należy szukać również wśród... ekologów. Jak relacjonował senator Lewicy Piotr Woźniak na antenie Telewizji Republika, do tragicznej sytuacji Nysy mogła przyczynić się również pewna proekologiczna inwestycja.
- Proekologiczna inwestycja spowodowała olbrzymie problemy dla jednej czwartej Nysy. Chodzi o przepławkę dla ryb pomiędzy rzeką Nysa Kłodzka a Białą Głuchołaską, która jest poprowadzona de facto wzdłuż wału korony Jeziora Nyskiego. Część Nysy, niestety, została zalana nie w wyniku tego, że był problem dużej ilości wody w zbiorniku nyskim - tam mniej więcej poziom utrzymywał się na 65-70 proc. Duża część Nysy została zalana w wyniku tego, że woda poszła korytem przepławki
- relacjonował senator Lewicy Piotr Woźniak na antenie Telewizji Republika.
Jak wskazał gość Katarzyny Gójskiej, w pewnym momencie zrobiła się druga rzeka, która poszła zamieszkaną stroną wału.
- Tu jest wielki problem i czas na zrobienie resetu w przyszłych budowlach, które będą finansowane ze środków europejskich i publicznych. Trzeba zrobić duży reset a propos wymogów ekologicznych, bo coś co służy zwierzętom, często nie służy ludziom
- dodał.