Pomnik ten upamiętnia Bitwę pod Kotkami, która została stoczona na przełomie maja i czerwca 1945 r. w lesie pod Kotkami między oddziałem Narodowych Sił Zbrojnych zmierzającym w rejon koncentracji w celu rozbicia więzienia UB w Pińczowie, a grupami operacyjnymi Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego z Buska Zdroju i Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego z Kielc wspieranymi przez oddział Armii Czerwonej. - Poległo około dziesięciu partyzantów. Dowódca został ciężko ranny, był przesłuchiwany i nie wiadomo, gdzie jest pochowany - powiedziała Katarzyna Gadawska.
Klubowiczka "Gazety Polskiej" ujawniła, że w okolicznej wsi w latach latach 90-tych odbywał się zjazd żołnierzy NSZ-u.
- W tym czasie ktoś przyjechał mercedesem na niemieckich blachach w to miejsce, gdzie jest teraz pomnik, i przybił krzyż z listewek mercedesa tak, jakby chciał upamiętnić to miejsce. W tym miejscu była też kapliczka. Kult trwał latami. My jako Klub "Gazety Polskiej" zaczęliśmy szukać tego miejsca i gdy je znaleźliśmy stwierdziliśmy, że tam trzeba postawić jakiś pomnik, jakieś miejsce upamiętnienia. I tam już od dziesięciu lat organizujemy uroczystości. I nic się nie działo do wczoraj. Wczoraj wieczorem albo w nocy ktoś przyszedł - wyrwał tablicę, poniszczył wieńce, które były tam składane. Znalazłam tę tablicę w krzakach po drugiej stronie drogi i zgłosiłam sprawę na policję. Ta sprawa musi zostać nagłośniona i wyjaśniona, nie można tego tak zostawić. Przypuszczam, że takie wzburzenie emocji nastąpiło po marszu 4 czerwca
– oceniła.