3 września 1989 roku. W gliwickim więzieniu jeden z osadzonych wstał z wyraźnie lepszym humorem. Mężczyzna zjadł śniadanie, pożartował ze współosadzonymi i strażnikami. Około godziny 10. szedł na zaplanowany spacer. Wiedział, że do celi z niego nie wróci i po raz kolejny ucieknie sprzed nosa pilnujących go mundurowych.
Obserwuj nas w Google News. Kliknij w link i zaznacz gwiazdkę
W 1975 roku mieszkający w Gliwicach Zdzisław Najmrodzki miał 21 lat. Dopiero co wyszedł z wojska, po odbyciu dwuletniej służby zasadniczej. Mimo że wróżono mu karierę w mundurze, to on miał inny pomysł na siebie.
Od dziecka jego pasją były samochody. Szkołę skończył na kierunku mechanicznym, a po wyjściu z wojska zaczął pracę w jednym z gliwickich warsztatów. Fach w ręku przydał mu się później. Tyle że w życiu przestępczym.
Życie w Gliwicach prowadził raczej spokojne. Choć nie omieszkiwał zabalować. Często robił to na wiejskiej zabawie niedaleko Żyrardowa. Podczas jednej z takich zakrapianych potańcówek, w 1976 roku, wdarł się w kłótnię z innym mężczyzną. Utarczka słowna przerodziła się w bójkę.
Najmrodzki wyszedł z niej zwycięsko, drugi z mężczyzn trafił do szpitala. Na nieszczęście dla 23-latka, okazało się, że pobił milicjanta. Najmrodzkiego skazano za to na 1,5 roku więzienia. W zamknięciu nie posiedział jednak długo.
SPRAWDŹ: 70-latek skazany za zabicie sąsiada. Krwawy finał wieloletniego konfliktu
Po trzech tygodniach w gliwickim więzieniu Najmrodzki był konwojowany do Warszawy. W pociągu pilnowali go dwaj milicjanci. Między mężczyznami rozmowa ewidentnie się kleiła. 23-latek namówił nawet mundurowych na umilenie podróży. Wszyscy trzej zaczęli pić piwa z pociągowej restauracji.
Po pewnym czasie milicjanci doszli do wniosku, że Najmrodzki to poczciwy facet i uznali, że kajdanki mu niepotrzebne. Rozkuli go. W końcu pity alkohol wystarczająco uśpił ich czujność. Konwojowany wykorzystał ten moment i wyskoczył z pociągu. Do Gliwic wrócił autostopem. Tam postanowił skorzystać z propozycji, którą złożył mu w wojsku kolega.
W trakcie służby Najmrodzki poznał oficera, który dorabiał, szmuglując odzież z Europy Zachodniej. Dostał wtedy ofertę "pracy" na wypadek, jakby "w cywilu się nie układało". Mężczyzna w końcu ją wykorzystał.
Zadanie Najmrodzkiego przy przemytach było proste. Polegało na odwracaniu uwagi milicji. Prowadząc pomarańczowego Fiata 131 Mirafiori, ściągał uwagę patroli, aby główny transport towarów mógł przejechać bez przeszkód.
Mężczyzna szybko awansował w przestępczym półświatku i po pewnym czasie zapragnął większych pieniędzy. Postanowił więc założyć własną grupę.
Gang Najmrodzkiego zajmował się obrabowywaniem luksusowych sklepów Pewex. W tym celu opracował nawet specjalną, banalnie prostą, metodę - na plakat. W witrynie sklepu wycinany był otwór, przez który wchodzili włamywacze. Na czas akcji, osoba stojąca "na czatach", zasłaniała dziurę plakatem. Przestępcy wychodzili ze sklepu tą samą drogą, którą weszli. Tyle że ze zdobyczami. Z półek sklepów znikało wszystko, co zmieściło się w otwór.
Zachodnie ubrania, biżuteria, sprzęt RTV - wszystkie ukradzione przedmioty trafiały na bazary w całej Polsce. Nielegalny biznes gangu Najmrodzkiego przynosił duże zyski. A sam szef szajki pieniędzy nie ukrywał.
ZOBACZ: Nożownik z Brodnicy usłyszał wyrok: 15 lat więzienia
Wódka, kobiety, ekskluzywne restauracje - Najmrodzki nie tylko pokazywał, że jest bogaty, ale i często o tym opowiadał. W czasie rozkwitu przestępczej działalności zyskał pseudonim "Szaszłyk", bo często zmawiał to danie w knajpach. W końcu jego rozrzutne życie zwróciło uwagę organów ścigania. Presja na złapanie go urosła do takiego stopnia, że przestępca postanowił uciec za granicę - do Austrii.
W tym pomagała mu jego matka. Przez wiele dni mieli tułać się lasami. Próba ucieczki zakończyła się jednak fiaskiem. Dwójka została zatrzymana przez czechosłowacką Straż Graniczną. Kobietę puszczono wolno, a Najmrodzki trafił za kraty. Ostatecznie wylądował w Gliwicach - ponownie. I znów nie miał zamiaru zabawić tam długo. Kolejny raz z pomocą przyszła matka.
Kobieta podczas widzenia przekazała synowi flamastry i kartki papieru. Mężczyzna narysował na nich układ sądowych pomieszczeń, który poznał podczas wcześniejszej rozprawy. Rysunek pokazał z celi przez okno. Członkowie gangu Najmrodzkiego odczytali wiadomość przy użyciu lornetki.
W sierpniu 1980 roku Najmrodzki stanął przed sądem. Miał odpowiedzieć za ponad 70 napadów. W trakcie rozprawy zarządzono przerwę, a oskarżony trafił do celi tymczasowej. Wszystko było przygotowane na ten moment. Gdy zamknęły się drzwi celi, Najmrodzki otworzył okno. Z zewnątrz chronione było kratą, jednak jego wspólnicy przepiłowali już wcześniej żeberka. Do ostatniego z nich przymocowana była lina. Tak więc w biały dzień mężczyzna wyszedł przez okno, zsunął się po linie i wsiadł do czekającego samochodu.
O tej ucieczce - i jednoczesnej kompromitacji służb - pisały ogólnopolskie media. Mężczyzna był szukany listami gończymi. Mimo dużej rozpoznawalności, nie zamierzał jednak schodzić z przestępczej ścieżki.
Po przeczekaniu pewnego czasu gang Najmrodzkiego na celownik wziął polonezy. Złodzieje kradli luksusowe auta spod domów właścicieli, w dziuplach przebijali nowe numery rejestracyjne, a dzięki włamaniom do urzędów, posiadali odpowiednie blankiety i pieczątki do przygotowania sfałszowanych dokumentów pojazdów.
Po całej procedurze samochody trafiały na giełdę, gdzie sam Najmrodzki udawał właściciela. W sumie on i jego ludzie ukradli ponad 100 tych aut.
Przez lata nielegalnej działalności Najmrodzki był wielokrotnie zatrzymywany i prawie tyle samo razy uciekał przed sprawiedliwością. Najsłynniejsza jego ucieczka miała miejsce 3 września 1989 roku. Wówczas złodziej znów przebywał w zakładzie karnym w Gliwicach. I ponownie z pomocą przyszła mu matka.
We wspomnianą niedzielę Najmrodzki wyszedł na planowany spacer. Towarzyszyło mu dwóch strażników. W pewnym momencie osadzony zszedł z chodnika i ustał na trawie. Wtedy podskoczył i... dosłownie zniknął strażnikom z oczu. Ci, zdumieni całą sytuacją, dopiero pewnym czasie wszczęli alarm. Wówczas Najmrodzki był już za murami więzienia i wsiadał na motor, którym przyjechał po niego kolega. Strażnicy przeszukując później celę uciekiniera znaleźli list do naczelnika zakładu. W nim Najmrodzki podziękował za gościnę.
Jak doszło do tej sytuacji? Z więzieniem sąsiadowała szkoła. Z jej piwnicy całymi nocami, przez około miesiąc, kopany był tunel, który doprowadził do spacerniaka. Wykonawcę tego - wydawałoby się absurdalnego - planu zatrudniła matka Najmrodzkiego. Zresztą, kobieta również pracowała przy kopaniu tunelu. W udzielonym po latach wywiadzie opowiedziała, że była to walka z czasem, ponieważ koniecznym było zdążyć przed zakończeniem wakacji, a, co za tym idzie, powrotem uczniów do szkoły.
Ostatecznie Najmrodzki uciekał 29 razy. Jego 30-ste zatrzymanie miało miejsce 19 listopada 1989 roku. Wtedy wpadł w ręce policji po wypadku, do którego doprowadził, prowadząc pod wpływem alkoholu. Dokumenty, którymi się posłużył miały błędy ortograficzne, a w bagażniku auta mundurowi znaleźli kilka tablic rejestracyjnych. Tożsamość poszukiwanego potwierdzono za pomocą odcisków palców.
Mężczyznę skazano łącznie na 20 lat więzienia, ale... i tej kary nie odbył do końca.
Najmrodzki wyrok odsiadywał w zakładzie w Strzelcach Opolskich. W więzieniu był celebrytą i często przyjmował dziennikarzy. Z czasem jego losem zainteresował się były kolega spod celi - Piotr Niemczyk, który po zmianach ustrojowych w Polsce pracował w Urzędzie Ochrony Państwa. Przy jego pomocy, po wielu listach, w których złodziej zapewniał, że się zmienił, otrzymał ułaskawienie od prezydenta Lecha Wałęsy. Najmrodzki wyszedł na wolność w listopadzie 1994 roku.
Nie cieszył się nią jednak długo. 31 sierpnia 1995 roku w okolicach Mławy doprowadził do wypadku. Jadąc stanowczo za szybko stracił panowanie nad pojazdem i jego auto zjechało na przeciwległy pas ruchu, gdzie zderzyło się z ciężarówką. Zginął na miejscu. Później okazało się, że BMW, którym pędził, było kradzione.
Za swoje brawurowe akcje Najmrodzki został okrzyknięty "królem złodziei PRL-u". Niektórzy uważają jednak, że to przekoloryzowana legenda. Zwracają uwagę, że spektakularne ucieczki złodzieja skończyły się akurat w trakcie zmian ustrojowych w Polsce. Ważny jest tu też wspomniany wcześniej wywiad, którego po latach udzieliła matka złodzieja. Kobieta opowiedziała w nim, że w czasie, gdy Najmrodzki odbywał karę w Gliwicach - przed ucieczką tunelem - zgłosili się do niej milicjanci. Mundurowi oferowali pomoc w wyciągnięciu syna, choć ich plan zawiódł.
Niemniej historia złodzieja wpisała się nawet do polskiej kultury. Na jej podstawie powstała sztuka teatralna i film. Media też ochoczo wracają do niej wracają. Niektóre z nich, choć mają czas rozpisywać się nad życiem miłosnym kryminalisty, pomijają fakt, że w wypadku z sierpnia 1995 roku zabił nie tylko siebie. Wraz z nim na miejscu zginęła dwójka nastolatków, których wiózł.