Pierwszym tematem dzisiejszego programu „Woronicza 17” była bulwersująca decyzja KRS w sprawie asesorów. Jednym z gości Michała Rachonia był rzecznik prasowy Platformy Obywatelskiej Jan Grabiec. I to właśnie przedstawiciel totalnej opozycji pozwolił sobie na skandaliczną wypowiedź.
W miniony poniedziałek Krajowa Rada Sądownictwa postanowiła zgłosić sprzeciw wobec 265 asesorów, którzy we wrześniu br. odebrali akty mianowania od ministra sprawiedliwości na czas nieokreślony. Rada uzasadniła swą decyzję brakami formalnymi – m.in. brakiem aktualnych zaświadczeń lekarskich i psychologicznych. W ocenie asesorów, przewodniczący KRS powinien był wezwać danego kandydata do uzupełnienia braku, co nie nastąpiło.
Właśnie o decyzję KRS zapytał Jana Grabca prowadzący program.
Fakt jest taki, że nie przygotowano dokumentacji
– stwierdził poseł PO, a następnie użył porównania, którym jeszcze bardziej obraził upokorzonych kilka dni temu asesorów.
Za komuny mówiło się: „Nie matura, lecz chęć szczera, zrobi z ciebie oficera”. Dzisiaj młodym kandydatom na sędziów Prawo i Sprawiedliwość mówi, że niespełnienie wymagań przewidzianych przepisami prawa, a wola ministra Ziobry zrobi z nich sędziów
– oznajmił na antenie TVP Info rzecznik totalnej opozycji.
Tym samym Grabiec zestawił grono doskonale wykształconych młodych prawników z osobami, które w PRL-u nie dzięki nauce a wysługiwaniu się ustrojowi obejmowały stanowiska.
Może więc warto przypomnieć posłowi PO, kim są asesorzy, których w tak skandaliczny sposób potraktowała KRS. Szczegółowo wyjaśniła to w oświadczeniu Krajowa Szkoła Sądownictwa i Prokuratury.
Zdecydowaną większość osób znajdujących się na liście asesorów stanowią osoby, które ukończyły aplikację w Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury. Są to absolwenci studiów prawniczych, którzy po pokonaniu tysięcy konkurentów na egzaminach wstępnych rozpoczęli roczną aplikację ogólną. Aplikanci, którzy uzyskali najlepsze wyniki, mogli kontynuować szkolenie podczas trwającej 2,5 roku aplikacji sędziowskiej, w toku której codziennie praktykowali w różnych wydziałach sądów pod nadzorem sędziów oceniających ich pracę i przydatność do zawodu sędziego. Co więcej, aplikanci co miesiąc spędzali tydzień na szkoleniu oraz zdawali egzaminy praktyczne, oceniane przez komisję egzaminacyjną w składzie trzech sędziów. Tylko pozytywny wynik ze wszystkich – łącznie kilkudziesięciu – egzaminów i praktyk pozwalał na przystąpienie do egzaminu sędziowskiego, który składał się z dwudniowej części pisemnej oraz całodniowej części ustnej. Dodatkowo po zdaniu egzaminu sędziowskiego odbywali obowiązkowy staż w sądach rejonowych, pracując jako referendarze sądowi. Aplikanci znajdujący się na liście asesorów kształcili się w latach 2009-2016, a więc w czasach rządów różnych ugrupowań politycznych. Na liście przesłanej przez Ministra Sprawiedliwości znaleźli się wszyscy aplikanci, którzy uzyskali pozytywny wynik egzaminu i nie podjęli decyzji o rezygnacji z asesury, nie zaś osoby wybrane przez Ministra. Oprócz nich na liście znajdują się referendarze sądowi oraz asystenci sędziów, którzy po kilku latach wykonywania zawodu w latach 2011-2016 zdali egzamin sędziowski na takich samych zasadach, jak absolwenci Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury
– wytłumaczono w oświadczeniu.