Każda kolejna rocznica katyńskiego ludobójstwa uświadamia nam, że potworna historia sprzed 84 lat nigdy tak naprawdę nie doczekała się swego rodzaju „zabliźnienia”, domknięcia, uznania przez Rosjan pełnej odpowiedzialności za zbrodnię, a także mocnego wybrzmienia tej sprawy na arenie międzynarodowej.
Nawet jeśli w Polsce Katyń upamiętniamy z mocą – a to przez działalność IPN, czy innych instytucji państwowych zajmujących się historią i pamięcią (bo w ciągu ostatnich ośmiu lat było to ważną częścią polskiej polityki historycznej), a to przez działania obywatelskie. Katyński Marsz Cieni jest tu z pewnością jedną z piękniejszych takich inicjatyw…
Jednak Katyń jest także kwestią niezabliźnioną i z innego powodu. To, co stało się pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 roku, wplotło kwestię katyńską w historię i politykę współczesną. W sposób oczywisty – delegacja leciała na obchody kolejnej rocznicy, a głową tej delegacji był prezydent Lech Kaczyński – „dziwnym trafem” zapomniany przez marszałka Hołownię, który w sejmie mówił o ofiarach z 2010 roku.
Prezydent Kaczyński leciał do Smoleńska, mając przygotowane przemówienie. Nigdy nie zostało ono wygłoszone, a przecież jego treść dotyczyła zbrodni z roku 1940 i zawierała wiele stwierdzeń, które podobać się Rosjanom i Putinowi nie mogły. Wśród nich było także, jakże istotne, uznanie zamordowania ponad 20 tysięcy polskich oficerów i funkcjonariuszy służb mundurowych za ludobójstwo. Termin ludobójstwo jest tu bez wątpienia adekwatny i właściwy, a uciekanie jedynie do terminu „zbrodnia katyńska” zamazuje faktyczną istotę i rozmiary tego, co uczynili Sowieci w marcu i kwietniu 1940 roku (trzeba zawsze zresztą tę historię opowiadać od początku, czyli od marcowego rozkazu najwyższych sowieckich władz).
Co ważne również (i co wynikało z owego nigdy nie wygłoszonego przemówienia) – powodem owego ludobójstwa, a zarazem powodem ciągłego konfliktu między Polską a Rosją i Sowietami, jest funkcjonowanie naszych państw na fundamentach innych wartości cywilizacyjnych. Nasza Rzeczpospolita – na fundamencie łacińsko-chrześcijańskiej kultury, w której godność człowieka, honor, wartość życia człowieka, a wreszcie wolność – stanowią wartości najwyższe. Sowiecka Rosja – na fundamencie mieszanki cywilizacyjnej, w której olbrzymi dziejowy wpływ miały kultury wschodnie, azjatyckie, czyli cywilizacje despotycznej władzy, traktującej mieszkańców państwa jako niewolników, a nie pełnoprawnych obywateli. Katyń stanowi najlepsze tego exemplum. A gdy dodamy do tego propagandową, sowiecką machinę kłamstwa i manipulacji, możemy na przykładzie katyńskim jak w laboratorium, obejrzeć to, czym de facto byli i są Sowieci. Są, gdyż sowiecki sposób myślenia i prowadzenia polityki, a nawet wojen, funkcjonuje do dzisiaj, w Rosji putinowskiej.
Dla nas, Polaków, Katyń nie jest też zabliźniony także z powodu fali nienawiści, która została wpuszczona w nasze dusze w wyniku tego, co się stało w kwietniu 2010 roku. Delegacja katyńska, zamiast być przedmiotem żałoby, szacunku stała się obiektem ataków. Zamiast brać w obronę naszego prezydenta czy generałów – przeciwko kłamliwej narracji rosyjskiej spychającej winę na pilotów i ich dowódców – postanowiono rosyjskie kłamstwa wykorzystać jako narzędzie do walki politycznej w Polsce.
Katyń powrócił w nowej, przepoczwarzonej formie, po raz kolejny stał się praprzyczyną osłabiania polskiej suwerenności przez Moskwę. I to jest jedna z najsmutniejszych konstatacji związanych z kolejną, ponurą rocznicą ludobójstwa w Katyniu.