Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Lewandowski grał w Zniczu za 1000 złotych miesięcznie!​​​​​​​ [WYWIAD]

Dziś Robert Lewandowski ogrzewa się w blasku tytułu najlepszego piłkarza świata 2020 roku. Króluje na boiskach i błyszczy w reklamach. Jednak mało brakowało, by w 2006 roku przestał grać w piłkę. Nowe sportowe życie dał „Lewemu” ówczesny trener trzecioligowego Znicza Pruszków Andrzej Blacha.

By Roger Gorączniak - https://picasaweb.google.com/101377584180932207696/LechLegia#5456031809900289762, CC BY 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=17677984

Niezalezna.pl: Jak to się stało, że Robert Lewandowski trafił akurat do Znicza Pruszków?

Andrzej Blacha: Po tym, jak nie chcieli go w Legii, był bez klubu. Pamiętam, że pierwszy raz przyjechał do Pruszkowa z mamą. Kiedy pani Iwona Lewandowska konwersowała z prezesem Znicza Sylweriuszem Muchą – Orlińskim, jak wziąłem Roberta na bok i krótko powiedziałem: „Koniec gadania. Idź do szatni się przebrać. Wychodzisz na trening”. Może zabrzmiało to szorstko, ale uważałem, że tak wtedy należało postąpić. Trzeba było chłopakiem wstrząsnąć.

Dlaczego?

Był mocno poobijany życiowo. Załamany, wycofany, zamknięty w sobie. W krótkim czasie spadło na niego mnóstwo ciosów. Najpierw zmarł mu tata, potem w rezerwach Legii pokazano mu drzwi, a jakby tego było mało, był po ciężkiej kontuzji. Potem opowiadał, że lekarze w Legii powiedzieli mu, żeby zaczął się rozglądać się za jakimś innym zajęciem, bo istnieje ryzyko, że w pełni sił już nie wróci na boisko. Tyle ciosów powaliłoby Herkulesa, a co dopiero osiemnastoletniego chłopaka.

Skoro istniało niebezpieczeństwo, że kontuzja nie pozwoli mu uprawiać zawodowego sportu, to dlaczego wzięliście Lewandowskiego do Znicza?

Zdecydowało o tym kilka czynników. Chłopak był na życiowym zakręcie. Odstawiony na boczny tor, niechciany w Legii. Naturalnym odruchem było wyciągnięcie do niego ręki. Tym bardziej, że Robert już wtedy nie był dla mnie żadnym anonimem. Znałem go z czasów, kiedy grał w Varsovii, a ja prowadziłem Hutnika Warszawa. Już wówczas chciałem go ściągnąć do swojej drużyny, ale klubu nie stać było zapłacić za niego 10 tysięcy złotych. Dlatego trafił do Delty, satelickiego klubu Legii. Stamtąd na Łazienkowską miał już rzut beretem. Myślałem, żeby go sprowadzić do Hutnika, bo miał to „coś”. Piłka go kochała. Tego nie da się wyszkolić. Z tym piłkarz musi się urodzić. Potem, kiedy odszedłem ze Znicza i zostałem drugiem trenerem najpierw w Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski, a następnie w Wiśle Kraków, polecałem Roberta do obu tych klubów. Niestety, działacze żadnego z nich nie chcieli zapłacić za niego 200 tysięcy złotych, bo na tyle wycenił go wówczas Znicz.

Razem z Lewandowskim do Znicza trafili też inni niechciani w Legii. Dlaczego tylko jemu udało się zrobić tak wielką karierę?

Przede wszystkim Bartek Osoliński, najlepszy kolega „Lewego” w Pruszkowie. Razem dojeżdżali na treningi z Warszawy i niemal w tym samym czasie Legia im podziękowała. U nas odbudował się również Igor Lewczuk, dziś najlepszy obrońca drużyny z Łazienkowskiej. W drugiej linii rządził Radek Majewski. To była świetna ekipa. A dlaczego udało się tylko Robertowi? Raz - to talent, dwa - to ogromna chęć do pracy, i wreszcie - bardzo mądrze budował swoją karierę. Małymi kroczkami. Nie rzucał się od razu na nie wiadomo jak głęboką wodę. Poza tym miał szczęście, że po transferze z Lecha Poznań do Borussii, trafił w Dortmundzie na trenera Jurgena Kloppa. To Niemiec nauczył go taktyki, ustawiania się w polu karnym rywali, generalnie gry w topowej lidze. Chociaż sam Robert, kiedy swego czasu spotkałem go na zgrupowaniu kadry, gdzie odwiedziłem Igora Lewczuka, twierdził, że najwięcej nauczył się w Bayernie Monachium od Pepa Guardioli.

Dziś Lewandowski w Bayernie zarabia ponad 12 milionów euro rocznie. Ile płacono mu w Zniczu?

Tysiąc złotych miesięcznie. Od czasu do czasu mógł też liczyć na zwrot kosztów dojazdów na treningi. Cóż, graliśmy tylko w trzeciej lidze...

Pracując z Robertem w Pruszkowie, spodziewał się pan, że zrobi tak zawrotną karierę?

Szczerze mówiąc – nie. Był dobrym, skutecznym napastnikiem, ale ilu takich biega po polskich boiskach, niekoniecznie w Ekstraklasie? Dlatego jestem tym bardziej dumny – jako Polak i jego były trener, że wspiął się na szczyt. Robert jest najlepszym ambasadorem naszego kraju na świecie od czasów Ignacego Paderewskiego.

 

 



Źródło: niezalezna.pl

Piotr Dobrowolski