W całej tej sytuacji ubolewam jedynie nad mieszkańcami. Żeby zgłosić taki projekt, trzeba wziąć kilka dni urlopu, odwiedzić szereg instytucji. Ci ludzie to zrobili. Gdy nacieszyli się kilka tygodni, całość zrównano buldożerem - mówi w rozmowie z portalem Niezalezna.pl radny niezależny dzielnicy Białołęka Marcin Korowaj (Stowarzyszenie Razem dla Białołęki).
Wczoraj informowaliśmy o rozbiórce plaży, jaka pod koniec ubiegłego roku powstała nad Wisłą na warszawskiej Białołęce. Z uwagi na deficyt niezbędnych dokumentów w procesie inwestycyjnym, teren zrównano z ziemią. W sprawie skontaktowaliśmy się z tamtejszym radnym niezależnym Marcinem Korowajem, który od początku koordynował inicjatywę mieszkańców.
- Jestem samorządowcem trzy kadencje. Takiego bubla, który teraz obserwujemy, nie pamiętam. Słynne „palety” prezydenta Trzaskowskiego to przy tym nic - rozpoczął Korowaj.
- Dzielnica Białołęka nic nie wie nt. rozbiórki. Inwestycja jest pod pełnym nadzorem Zarządu Zieleni - komórki bezpośrednio zarządzanej przez prezydenta Rafała Trzaskowskiego
- relacjonował w rozmowie z naszym portalem.
Samorządowiec przyznał, że idea zrodziła się na kanwie powstałej przed laty plaży przy Moście Północnym. - To był hit! Później mieszkańcy dzielnicy zasugerowali, że jest inny teren, równie nadający się do podobnego zagospodarowania. To był bardzo dobry pomysł. Zgłosili to do budżetu obywatelskiego Rafała Trzaskowskiego. Projekt zyskał rekordową ilość głosów. Wszystko było dobrze do momentu, aż nie zajęli się tym urzędnicy prezydenta stolicy - mówił dalej.
Tłumacząc absurdalny okres oddania plaży do użytku podkreślił, że „nie jest to wina mieszkańców”. - Zarząd Zieleni miał na realizację tego projektu cały rok. Inwestycję oddano w najgorszym możliwym czasie - wskazał na odpowiedzialnych za realizację projektu.
- Dziś inwestycja równana jest z ziemią. Powód? Proces inwestycyjny w tej sprawie nie został dopełniony. Nie dotrzymano wszystkich uzgodnień. W związku z tym wydano decyzję o rozebraniu plaży
- przekazał nam Korowaj. Jak dodał, „podczas rozbiórki część elementów zostało trwale uszkodzonych”. Zapewnił przy tym, że „inwestycja musi być zrealizowana, z uwagi na przyjęty wcześniej projekt obywatelski”.
- Udałem się do urzędu. Tam usłyszałem, że formalności zostaną dopełnione w ciągu miesiąca i plaża powstanie na nowo. Opłacanie rozbiórki, transport elementów, magazynowanie ich, ponowna budowa… To są potężne, zmarnotrawione środki
- skarżył się na decyzję o rozbiórce. Zakwestionował jednak zapewnienie urzędniczki wyrażając przekonanie, że „miasto Warszawa nie zrealizuje tej inwestycji ponownie w przeciągu miesiąca”.
- W całej tej sytuacji ubolewam jedynie nad mieszkańcami. Żeby zgłosić taki projekt, trzeba wziąć kilka dni urlopu, odwiedzić szereg instytucji. Ci ludzie to zrobili. Gdy nacieszyli się kilka tygodni, całość zrównano buldożerem
- ocenił radny dzielnicy Białołęka.
- Jaki będzie efekt? Już dziś słyszę głosy „angażowaliśmy się, poświęciliśmy swój wolny czas. Na co tyle zachodu, skoro finalnie wszystko to rozwalili?” - zwrócił uwagę na frustrację mieszkańców.
- Poza tym, że marnuje się pieniądze, że odpowiedzialni za tę hucpę powinni zostać pociągnięci do odpowiedzialności, jak się czują ludzie, którzy się w to zaangażowali? Szokuje mnie roztrwonienie kapitału społecznego w postaci zaangażowania ludzi. Ciężko w Warszawie znaleźć osoby, którzy potrafią się aż tak zaangażować w społeczną ideę. Ci ludzie zaufali urzędnikom
- mówił w emocjach radny niezależny.
Zadeklarował, że „na najbliższej sesji Rady Dzielnicy Białołęka zawnioskuje o wyciągnięcie konsekwencji względem urzędników, którzy roztrwonili ten społeczny kapitał”. - Będę oczekiwał także konkretnych informacji ws. formalności, których zabrakło podczas pierwotnej budowy - podsumował.