W czwartek w nocy przed jednym z lubelskich bloków zjawił się szereg policyjnych radiowozów. Funkcjonariusze zostali zaalarmowani o zabójstwie oraz gwałcie. Jak się jednak okazało, zgłaszającej się to po prostu wydawało...
W czwartek na chwilę przed północą, policja została zaalarmowana o zbrodni, do jakiej miało dojść w jednym z bloków przy Drodze Męczenników Majdanka w Lublinie (woj. lubelskie). Niedługo po tym pod budynek podjechało kilka radiowozów. Policjanci zdawali sobie sprawę, że w takiej sytuacji liczy się każda sekunda.
Z wezwania wynikało, iż zgłaszająca została zgwałcona, a jej partner zamordowany. Co więcej, podała dane sprawcy. Kiedy jednak funkcjonariusze weszli do mieszkania, w którym wszystko miało się wydarzyć, nie zastali tam żadnych zwłok ani żadnych śladów przestępstwa. Rzekoma ofiara morderstwa była cała i zdrowa. Kobieta również nie miała na sobie obrażeń wskazujących, iż padła ofiarą przestępstwa na tle seksualnym.
Po chwili kobieta przyznała, że rzeczywiście nic takiego się nie wydarzyło. Nie była w stanie wytłumaczyć jednak, dlaczego zaalarmowała o wszystkim policję. Była pod wpływem alkoholu. Z informacji przekazanych przez funkcjonariuszy z Komendy Miejskiej Policji w Lublinie wynika, iż kobieta została ukarana mandatem karnym w kwocie 500 złotych za nieuzasadnione wezwanie policji.