Sąd Apelacyjny w Białymstoku zajmie się sprawą ws. potrącenia i pobicia na stacji paliw w Ciechanowcu. Do poprzedniego wyroku apelacje złożyły wszystkie strony postępowania.
Do przestępstwa doszło w kwietniu ubiegłego roku. Motywem były najprawdopodobniej jakieś zatargi z przeszłości.
Prokuratura Rejonowa w Wysokiem Mazowieckiem oskarżyła w tej sprawie trzech spokrewnionych ze sobą mężczyzn; to bracia i syn jednego z nich. Temu ostatniemu, 17-letniemu wówczas chłopakowi zarzuciła, że dwa razy potrącił samochodem mężczyznę; uderzył go przodem najpierw raz, potem zawrócił i zrobił to powtórnie. Poszkodowany doznał obrażeń m.in. głowy, ale nie zagrażały one bezpośrednio życiu.
Potem trzej napastnicy pobili potrąconego mężczyznę, używali m.in. kawałka drewna i paralizatora. Prokuratura całe zdarzenie zakwalifikowała jako usiłowanie zabójstwa i pobicie. 17-latkowi (na stałe mieszkającemu z rodziną w Belgii) zarzuciła usiłowanie zabójstwa z zamiarem ewentualnym; oceniła, że na terenie stacji paliw w Ciechanowcu chłopak celowo skierował swój samochód w mężczyznę, potrącił go, po czym zawrócił i uderzył go ponownie, gdy ten podnosił się z ziemi.
17-latek odjechał, ale wrócił nie sam, wtedy doszło do pobicia; sprawcy mieli używać nie tylko kawałka drewna, ale i paralizatora.
W kwietniu Sąd Okręgowy w Łomży skazał całą trójkę, ale uznał, iż nie można w tej sprawie mówić o usiłowaniu zabójstwa. Młody kierowca został skazany za usiłowanie doprowadzenia do ciężkich obrażeń i za udział w pobiciu; w jego przypadku kara łączna to 1,5 roku więzienia. Dwaj pozostali mężczyźni zostali nieprawomocnie skazani za udział w pobiciu na kary po 8 miesięcy w zawieszeniu; wszyscy trzej sprawcy mają też zapłacić poszkodowanemu nawiązki po 2 tys. zł.
Apelacje złożyły wszystkie strony. Prokuratura nadal stoi na stanowisku, że zachowanie 17-latka kwalifikuje się do uznania, iż usiłował dokonać zabójstwa. Chce dla niego za takie przestępstwo 8 lat więzienia lub - jeśli sąd zastosowałby nadzwyczajne złagodzenie kary, bo sprawca był wówczas niepełnoletni - odpowiednio surowej sankcji przy takiej kwalifikacji.
W mowie końcowej prok. Dorota Ezman z Prokuratury Rejonowej w Wysokiem Mazowieckiem mówiła, że oskarżony - najeżdżając na poszkodowanego - posłużył się "niebezpiecznym narzędziem nadającym się do dokonania zabójstwa ze względu na gabaryty, masę i kinetykę samochodu osobowego". Mówiła, że wcześniejsza interakcja między kierowcą a późniejszym poszkodowanym, nie dawała podstaw do "takiej nieobliczalnej agresji, obejmującej zgodę na skutek w postaci śmierci pokrzywdzonego".
Przywoływała opinie biegłych, że tylko szczęście uchroniło pokrzywdzonego od śmierci, mówiła o znacznym stopniu społecznej szkodliwości czynu. Prok. Ezman przypomniała, że po powtórnym potrąceniu sprawca odjechał. "Potem wrócił celem sprawdzenia, czy pokrzywdzony żyje i jeszcze dokonał pobicia wspólnie z innymi osobami" - mówiła.
Obrona wnioskuje o karę w zawieszeniu dla kierowcy. Obrońca mec. Michał Miller mówił, że to nie jego klient był napastnikiem, i to on został najpierw zaatakowany, przez dużo większego, nietrzeźwego mężczyznę, "co, do którego mógł czuć realne zagrożenie". "Chciał odeprzeć ten atak, bronił się, w pewnym momencie emocje wzięły górę, ze strachu wsiadł do tego samochodu i zrobił to, co zrobił" - mówił.
Zwracał uwagę, że potrąconemu "nic poważnego się nie stało", a obrażenia to "delikatne otarcia, jakieś siniaki". Przyznał, że doszło do przekroczenia granic obrony koniecznej. "Oskarżony został zmuszony, żeby się bronić i zareagował jak zareagował, ale nie chciał tego, nie planował, to wszystko było pod wpływem emocji" - dodał mec. Miller.
Pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego, czyli pobitego mężczyzny, chce łącznie 80 tys. zł tytułem naprawienia szkody od sprawców, zamiast kilkutysięcznych nawiązek. "To kwoty nie do przyjęcia, zważywszy na obrażenia i ich konsekwencje, które pokrzywdzony do dziś odczuwa" - mówił mec. Robert Szymborski. On również - podobnie jak prokurator - mówił o szczęściu jego klienta, że skutki potrącenia nie były poważniejsze i nie doprowadziły do kalectwa lub nawet śmierci.
Mówił też o wydźwięku społecznym i kształtowaniu prawnej świadomości społeczeństwa poprzez - w jego ocenie niski - wyrok sądu pierwszej instancji. Powiedział też, że mieszkańcy Ciechanowca i powiatu wysokomazowieckiego "cały czas żyją tą sprawą".