Wciąż nie wiemy, dlaczego prokuratura wypuściła na wolność Damiana G. - mężczyznę, który na Marszu Milczenia groził Robertowi Bąkiewiczowi pozbawieniem życia. Śledczy prowadzą postępowanie, G. usłyszał zarzuty, ale dlaczego nie wnioskowano o tymczasowy areszt wobec karanego już wcześniej agresora? Prokuratura na to pytanie nie odpowiedziała. Mamy komunikat.
Podczas piątkowego Marszu Milczenia w Warszawie, w trakcie którego oddano hołd zamordowanemu przez nielegalnego migranta polskiemu żołnierzowi śp. Mateuszowi Sitkowi. W trakcie marszu policja zatrzymała uzbrojonego w nóż mężczyznę, który groził Robertowi Bąkiewiczowi.
- Powiedział, że chce mnie zaj**ać - mówił Bąkiewicz. Jak ustalił portal Niezalezna.pl, agresorem był Damian G. - recydywista, wcześniej karany za przestępstwa przeciwko zdrowiu i życiu.
Damian G. wciąż chodzi po wolności. Spytaliśmy prokuraturę o szczegóły tej sprawy i prowadzonego postępowania.
Jak odpowiedział nam prok. Norbert Woliński, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga, postępowanie prowadzone jest pod nadzorem Prokuratury Rejonowej Warszawa-Praga Południe w Warszawie w sprawie kierowania gróźb karalnych.
- W trakcie czynności podjętych na miejscu zdarzenia zatrzymany został Damian G., który znajdując się kilkanaście metrów od uczestników zgromadzenia w prowadzonej rozmowie telefonicznej wypowiedział groźby karalne dotyczące osoby Roberta Bąkiewicza. W wyniku przeprowadzonego przeszukania, w jego plecaku znaleziono nóż - mówi pok. Woliński.
Damianowi G. przedstawiono zarzuty popełnienia czynu z art. 190 par. 1 kk. Przesłuchany w charakterze podejrzanego nie przyznał się do zarzucanego mu czynu. Podejrzany nie posiada wyuczonego zawodu i jest osobą bezrobotną. Na podstawie zgromadzonego materiału dowodowego prokurator zastosował wobec podejrzanego środek zapobiegawczy w postaci dozoru Policji, połączony z obowiązkiem stawiennictwa 2 razy w tygodniu we wskazanej w postanowieniu jednostce Policji. O treści postanowienia zgodnie z przepisami kpk powiadomiono pokrzywdzonego Roberta Bąkiewicza. Postępowanie jest w toku, podejmowane są dalsze czynności celem ustalenia okoliczności czynu.
Skontaktowaliśmy się z Robertem Bąkiewiczem. Twierdzi on, że nie był przesłuchiwany w prokuraturze, jak również uważa, że nie otrzymał powiadomienia, jako pokrzywdzony.