W lutym Sąd Apelacyjny w Krakowie zajmie się sprawą Andrzeja D.-C., byłego zarządcy Pałacu Tarnowskich w Ostrowcu Św. Były policjant, który dwukrotnie zmieniał płeć, został nieprawomocnie skazany na dwa lata i cztery miesiące więzienia m.in. za oszustwa. Orzeczenie zaskarżyła prokuratura i obrońca D.-C. Kulisy działania Andrzeja-Joanny opisywała "Gazeta Polska".
- To niebanalna historia. Były policjant występował jako prawnik z międzynarodowymi koneksjami, biznesmen, szef fundacji. Nawet w roli… kobiety! Na kilka lat bowiem zmienił płeć. Wprawdzie znowu jest mężczyzną, ale stare dokumenty się przydawały, gdy Joanna P. reprezentowała firmę, której prezesem był Andrzej D. No i lubił bywać na „salonach” – kilka zdjęć wartych jest uwagi. Niedawno przed Sądem Okręgowym w Kielcach zakończył się proces mężczyzny oskarżonego m.in. o oszustwa na kilkaset tysięcy złotych – zapadł „salomonowy” wyrok, z którego niezadowolona jest zarówno prokuratura, jak i obrona. Będzie apelacja. Pozornie nic ciekawego. To orzeczenia jest jednak epilogiem historii, która zaczęła się kilkanaście lat temu i mnóstwo w niej zaskakujących zwrotów akcji
- pisał niedawno tygodnik "Gazeta Polska". Zachęcamy do przeczytania historii Andrzeja, który... stawał się Joanną.
Pochodzący z Wrocławia Andrzej D.-C. ma dzisiaj nieco ponad 50 lat. Nie jest postacią anonimową, bo swego czasu jego nazwisko pojawiało się w mediach. Przedstawiał się jako prawnik i ekspert w zakresie zwalczania prania pieniędzy.
Do dziś można obejrzeć jego facebookowy profil – wprawdzie ostatnie wpisy pochodzą z 2016 roku, ale niektóre są warte uwagi. Bywał na wykładach i konferencjach poświęconych kwestii bezpieczeństwa.
Pochwalił się m.in. wspólnymi zdjęciami z byłym wicepremierem Januszem Piechocińskim, czy politykiem Platformy Obywatelskiej Tomaszem Siemoniakiem, a także udziałem w seminarium na Uniwersytecie Warszawskim. Dyplom odebrał z rąk prof. Andrzeja Rzeplińskiego. Ostatni wpis to informacja o konferencji „Cyberbezpieczeństwo. Piąte pole walki” zorganizowanej przez Instytut Bronisława Komorowskiego.
- Dla mnie konferencja była okazją nie tylko do poszerzenia wiedzy na temat cyberbezpieczeństwa, ale i do osobistego spotkania z Bronisławem Komorowskim
– napisał Andrzej D.-C. Oczywiście, nie zabrakło selfie z byłym prezydentem. To nieco zaskakujące, bo pięć lat temu o przeszłości Andrzeja D.-C. już bardzo dużo było wiadomo. O jego licznych ofiarach także…
Niespełna trzydzieści lat temu Andrzej D. (wtedy jeszcze bez C.) wstąpił do policji i służył we Wrocławiu. Z czasem zaczął się zajmować zwalczaniem przestępczości gospodarczej. Na początku tysiąclecia wpadł jednak w kłopoty – przez dziwne relacje z pewnym detektywem (tym słynnym, co kiedyś brylował w TVN) odszedł ze służby.
Po kilku latach w Londynie zarejestrował kancelarię prawną – miało to stwarzać wrażenie światowego obycia (nie będziemy podawać nazwy, bo pada w niej nazwisko). Andrzej D. zaczął brylować jako „prawnik”, choć w tamtym czasie nie miał wyższego wykształcenia. Pomimo to przekonywał, że wiedzę zdobywał na zachodnich, a nawet amerykańskich uczelniach.
Do szczególnie bulwersujących wydarzeń doszło po wybuchu afery Amber Gold. Ofiary przekrętu zaczęły otrzymywać wiadomości, że firma D. pomoże w odzyskaniu pieniędzy. „Dziennik Gazeta Prawna”, który jako pierwszy już w 2014 r. (w tekście „Prawnik widmo”, czyli jak były policjant naciągał ofiary Amber Gold”) zdemaskował działalność byłego policjanta, cytował relację jednego ze świadków:
Przychodzili (klienci Amber Gold – dop red.), pokazywali dokumenty. Od każdej osoby pan Andrzej brał 1230 zł honorarium. Ile ich było? Chyba mniej niż 100, ale prawdę zna tylko „mecenas”.
Wcześniej jednak Andrzej D. niespodziewanie poczuł się… kobietą.
W 2006 r. sąd we Wrocławiu potwierdził, że Andrzej D. zmienił płeć. Wtedy pojawiła się Joanna P., która otrzymała nowe dokumenty tożsamości i unikalny numer PESEL. Zaczęła działać jako prawniczka, a dziennikarka „DGP” dotarła do wielu jej ofiar. P. wykpiła się jednak od poważnych konsekwencji.
Po kilku latach inny sąd – tym razem w Warszawie - wydał kolejne orzeczenie dotyczące korekcji płci tej samej osoby. Z tą różnicą, że Joanna P. „przestała istnieć”, a wrócił Andrzej D. – już z C. (brzmiącym, jak nazwa francuskiej firmy produkująca luksusowe dobra).
Szkopuł w tym, że mężczyzna wykorzystywał dwie tożsamości przy prowadzeniu „interesów”. Nie oddał bowiem dokumentów wystawionych na kobietę, a z bazy PESEL nie zniknął przypisany do niej numer.
O tym w jaki sposób później działał najlepiej świadczy historia, która ostatecznie zaprowadziła go na ławę oskarżonych.
W 2018 r. do właścicielki Pałacu Tarnowskich w Ostrowcu Świętokrzyskim zgłosiła się Joanna P. reprezentującą Instytut Szkoleniowy Wymiaru Sprawiedliwości (nazwa podobna do instytucji podległej Ministerstwu Sprawiedliwości miała zapewne dodawać prestiżu), którego szefem był… Andrzej D.-C.
Nieświadoma sytuacji właścicielka nieruchomości podpisała umowę. Szybko pojawiły się problemy finansowe, nieopłacane były koszty dzierżawy, protestowali także zatrudniani na czarno pracownicy. Wyszło również na jaw, że mężczyzna bez upoważnienia dokonywał preautoryzacji na kontach klientów – przywłaszczył niemal 400 tysięcy złotych. Pokrzywdzonym był bank Pekao.
Śledztwo prowadziła Prokuratura Rejonowa w Ostrowcu Świętokrzyskim, a w zeszłym roku skierowany został akt oskarżenia. Proces przed Sądem Okręgowym w Kielcach nie trwał długo. Wprawdzie od części zarzutów Andrzeja D.-C. uniewinniono, ale i tak został skazany – przede wszystkim za bankowe przekręty – na 2 lata i 4 miesiące pozbawienia wolności. Wyrok jest nieprawomocny.
„Apelację złożyła prokuratura i obrona” – potwierdził „Gazecie Polskiej” sędzia Jan Klocek z kieleckiego sądu.
W kieleckiej prokuraturze zapytaliśmy, czy są jeszcze prowadzone postępowania z udziałem mężczyzny. „Osoba o danych Andrzej D.-C. nie występuje w innych sprawach prowadzonych (w tym zakończonych) w okręgu kieleckim” – przekazał nam prokurator Daniel Prokopowicz.
Czy takowe są w innych regionach Polski? – nie wiemy.
To nie jedyna wątpliwość. „Gazeta Polska” poznała dokładną treść zarzutów postawionych Andrzejowi D.-C. Wśród nich było m.in. stwierdzenie, że podając się za Joannę P. dokonał oszustwa na szkodę właścicielki pałacu. Dlaczego nie usłyszał odrębnego zarzutu za posługiwanie się danymi nieistniejącej osoby i bezprawne posłużenie się dokumentami wystawionym na Joannę P.? Prawnicy, z którymi rozmawialiśmy przyznają, że to byłoby uzasadnione.
Prokurator Prokopowicz potwierdził, że Andrzej D.-C. i Joanna P. „to ta sama osoba, która w sposób prawny dokonała zmian m.in. danych osobowych”.
- Okoliczność polegająca na posługiwaniu się danymi osoby nieistniejącej na moment popełnienia czynów zabronionych została ujęta w ramach opisu czynów zarzucanych oskarżonemu w tej sprawie, a Sąd I instancji ten pogląd prokuratora podzielił w nieprawomocnym wyroku
– stwierdził prokurator.
Sędzia Klocek przekazał nam, że od zarzutu oszustwa, w którym opisano posługiwanie się dokumentami P. i wprowadzenie w błąd co do swojej tożsamości, Andrzej D.-C. został uniewinniony.
Jak poinformował PAP sędzia Tomasz Szymański, rzecznik Sądu Apelacyjnego w Krakowie, wyrok zaskarżyła prokurator i obrońca D.-C. Sprawa będzie rozpatrywana 4 lutego.
W złożonej apelacji obrońca Andrzeja D.-C. wniósł o uniewinnienie lub ponowne rozpoznanie sprawy w części, w której pokrzywdzony miał być Bank Pekao. Wskazano m.in., że sąd pierwszej instancji nie uwzględnił, że przed transakcjami oskarżony preautoryzował je w banku, a bank zaakceptował płatności.
Z kolei prokurator zarzucił błąd w ustaleniach sądu pierwszej instancji, według których, zachowanie oskarżonego polegające na podawaniu się za inną osobę, nie daje podstaw do przyjęcia wprowadzenia w błąd m.in. co do dzierżawy pomieszczeń w pałacu Tarnowskich. Prokurator wniósł o uchylenie wyroku w tej części i ponowne rozpoznanie sprawy.