O skompromitowanym liderze "obrońców demokracji" ponownie zrobiło się głośno za sprawą "stypendium wolności". Grupa naiwniaków zebrała 32 tys. zł., by Kijowski przez kolejne miesiące nie musiał iść do pracy.
Użalanie się nad sobą, to ostatnio jedno z głównych zainteresowań Kijowskiego. Swój "dramatyczny" wpis na blogu rozpoczyna słowami "Mam dosyć".
- Kłamstwa na mój temat szczujnia rozpowszechniała od marca 2015. W listopadzie 2015 ich natężenie się nasiliło. Przywykłem. Trudno mieć do kogoś pretensję o to, że jest kanalią. Kiedy moi współpracownicy zaczęli powtarzać i wspierać te kłamstwa, byłem mocno zdziwiony - żali się były lider KODu.
Dalej Kijowski próbuje wytłumaczyć, w jaki sposób w mediach pojawiły się "plotki" na temat alimentów i afera z fakturami.
- Pytano, czy gdyby wybuchła afera fakturowa, to stanęli by przy Kijowskim czy przy tych, którzy by tę aferę rozpętali. Nie reagowałem. Nie wierzyłem, żeby ktoś mógł to faktycznie nakręcać - pisze na blogu.
Kijowski skarży się też, że nikt nie chciał słuchać jego tłumaczeń i wymyślano na jego temat kolejne kłamstwa.
Na zakończenie obwieścił światu, że nigdy... się nie podda.
- I niech nikt nie myśli, że będę siedział cicho, kiedy moja rodzina jest niszczona. To, że nie atakuję personalnie, że nie walczę z ludźmi, że szukam w ludziach dobra nie oznacza również, że dam pomiatać sobą. I nie ulegnę presji ani naciskom - zarzeka się.
- Możecie mnie opluć, możecie mi uprzykrzyć życie, możecie mnie nawet zabić. Ale mnie nie pokonacie - dodaje na zakończenie.
Ale kto jeszcze Kijowskiego poważnie traktuje?