Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
Polska

„Już w drodze do Katowic funkcjonariusze dawali sugestie”. Wójcik opowiedziała o namawianiu do zeznań

W drodze do Katowic jedna z pań funkcjonariuszek dawała mi sugestie takie, że mam małe dzieci, więc no dobrze by było, abym po prostu może coś jednak zeznała, bo będzie po prostu większa szansa, że wrócę do Warszawy szybciej - oznajmiła na antenie Telewizji Republika Anna Wójcik, pytana o kwestię wymuszania zeznań przez bodnarowców. Opowiedziała, jak wyglądało przeszukanie jej domu i moment zatrzymania.

3 kwietnia Anna Wójcik wyszła z aresztu w Katowicach. Kobieta była przetrzymywana przez około dwa miesiące w związku ze śledztwem w sprawie rzekomych nieprawidłowości w Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych. W poniedziałek na antenie Telewizji Republika opowiedziała o jej zatrzymaniu.

Reklama

Doszło do niego 29 stycznia, chwilę po 6. - Do naszego domu wtargnęło kilkunastu funkcjonariuszy CBA. Zostało wymienione moje imię i nazwisko i męża, więc tym bardziej było zdziwienie, o co tutaj chodzi - opowiadała. Zaznaczyła, że od razu uprzedziła mundurowych, że w domu przebywa dwójka dzieci, z czego jedno ma spektrum autyzmu. Kobieta prosiła, aby funkcjonariusze nie wchodzili do pomieszczeń, gdzie nieletni spali. Ci jednak i tak je przeszukali. Niedługo później Anna Wójcik i jej mąż zostali wyprowadzeni z mieszkania.

"Moja cała rodzina mieszka na Lubelszczyźnie, więc ja nie mam tutaj nikogo takiego, kto mógłby w tym momencie się pojawić. Mój szwagier odebrał telefon. Poprosiliśmy go, aby przyjechał, bo jest taka sytuacja. Przyjechał i tak naprawdę był przekonany, że potrwa to tylko chwilę. Nie zakładał, że to może potrwać tak długo. I tak naprawdę, w momencie, gdy z tego domu wyszliśmy, tak mój koszmar trwał dwa miesiące, mojego męża - kilkanaście dni i te dzieci były pod opieką mojej siostry i mojego szwagra, a także znajomych i przyjaciół, gdzie każdy miał swoje życie i te dzieci de facto zostały samopas w tym domu"

– powiedziała.

Nawet telefon syna

Wójcik poprosiła, żeby funkcjonariusze nie zabezpieczali telefonu jej dziecka, ponieważ jest on dla niego bardzo ważny. - Niestety moja prośba nie została spełniona - oznajmiła. Jak powiedziała, mundurowi twierdzili, że w telefonie jej syna mogą być tajne informacje świadczące o przestępstwie. 

"Ja nie mam żadnych obaw, że tam nic nie zostało, bądź nie zostanie znalezione. To jest po prostu telefon dziecka"

– zaznaczyła.

"Sugestie" od funkcjonariuszy

Prowadząca rozmowę red. Danuta Holecka przypomniała, że mąż Wójcik opowiedział, iż funkcjonariusze namawiali go do zeznań. - Rozumiem, że chciano jakeś zeznania wymusić - powiedziała. Wtedy goszcząca w studio zgodziła się z tym stwierdzeniem i opowiedziała, co jej mówili mundurowi.

"Ja miałam podobną sytuację w samochodzie, jak jechałam do Katowic. Jedna z pań funkcjonariuszek też dawała mi sugestie takie, że mam małych dzieci, mam mecenasa - ale mecenasi przychodzą, odchodzą zmieniają się - więc no dobrze by było, abym po prostu może coś jednak zeznała, jak dojedziemy do Katowic, bo będzie po prostu większa szansa, że wrócę do Warszawy szybciej"

– oznajmiła.

Kobieta podkreśliła, że w momencie, gdy ta propozycja padała, ona nawet nie wiedziała w jakiej sprawie jest tak naprawdę zatrzymana. 

Reklama