Jest akt oskarżenia przeciwko trzem osobom, w tym inwestorowi giełdowemu Romanowi K. ws. manipulacji akcjami spółki Krezus S.A, Miało do tego dochodzić od lipca do listopada 2012 roku na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie. Oskarżonym grozi do 5 lat więzienia i do 5 mln zł grzywny.
Łukasz Łapczyński, rzecznik warszawskiej prokuratury okręgowej poinformował, że prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia, obok Romana K. (regularnie znajdował się na liście najbogatszych Polaków "Wprost"), na ławie oskarżonych zasiądą Grażyna K. oraz Jakub N. Według prokuratury składali oni zlecenia i zawierali transakcje na akcjach spółki Krezus S.A, z rachunków papierów wartościowych prowadzonych dla nich przez Domy Maklerskie, wprowadzając w błąd innych inwestorów co do rzeczywistego popytu i podaży oraz cen akcji.
Ogólna wartość nabywanych przez nich akcji - ponad 3,3 mln sztuk - wynosiła ponad 36 mln zł; 1,5 mln sztuk sprzedanych zostało za ponad 18 mln zł. Z kolei - jak ustaliła prokuratura - łączna wartość transakcji "sam ze sobą" wyniosła ponad 46,2 mln zł.
Z ustaleń prokuratury wynika, że oskarżeni swoim zachowaniem zdominowali obrót akcjami spółki Krezus - ich udział w wolumenie kupna wynosił blisko 68 proc., zaś w wolumenie sprzedaży prawie 31 proc. To wprowadzało w błąd pozostałych inwestorów i prowadziło do manipulowania kursem akcji.
Akcje Krezus S.A są notowane na GPW S.A w Warszawie od 12 czerwca 1997 r. W momencie debiutu ich kurs został wyznaczony na 8 zł 60 gr. W okresie od 12 lipca do 14 listopada 2012 r. znacząco wzrósł: z 7 zł 80 gr w dniu 12 lipca 2012 r. (kurs zamknięcia) do 19 zł w dniu 14 listopada 2012 r. (kurs zamknięcia) czyli o ponad 143 proc. Równocześnie nie pojawiły się okoliczności, w tym w raporcie opublikowanym przez spółkę, które uzasadniałyby tak znaczny wzrost akcji – zaznaczył Łapczyński.
Śledczy ustalili, że znaczny udział w obrocie akcjami brała Grażyna K., a w mniejszym stopniu Roman K. i spółka, której prezesem zarządu był Jakub N.
Przyjmowane zlecenia i zawierane transakcje odbywały się zarówno telefonicznie jak i za pośrednictwem internetu i nigdy nie były poprzedzone sugestią pracownika domu maklerskiego, czy biura maklerskiego. Były to więc samodzielne decyzje osób zlecających – dodał Łapczyński.