Gdyby Dante pisał swoją „Boską Komedię” jeszcze raz, poza kręgami piekielnymi musiałby dodać jeszcze nową strukturę, najniższą — kręgi lewicowego absurdu, gdzie lokowaliby się przedstawiciele lewicy. Tacy choćby jak poseł Dariusz Joński, ten, który Powstanie Warszawskie datował na rok 1988 i który ostatnio, z pewną nutą wyższości, wskazywał na to, iż ponoć w swoim biogramie Jarosław Kaczyński przypisał sobie udział w tym warszawskim zrywie. Tymczasem dla każdego, nawet średnio rozgarniętego gimnazjalisty (gimnazjów już nie ma, ale gimnazjalista pozostaje wzorcem ćwierć-edukacji), jasnym by było, gdyby przyjrzał się tekstowi, iż chodzi o zdanie wynikające z poprzedniego, które dotyczyło ojca premiera Kaczyńskiego. Tyle, że komuś się ze dwie spacje wcisnęły, enter, i się akapicik zrobił. Każdy rozumny widzi, jasno i czytelnie, w czym rzecz. Ale nie Joński. Opcje są dwie. Ta na lewo mówi, że nie widzi i nie rozumie akapicików omyłkowych. Ta druga, też na lewo, jest taka, że i owszem, pan poseł Joński widzi, w czym rzecz, ale specjalnie zagrywa tą kartą, złośliwie. Miał facet szansę milczeć, w kwestii Powstania Warszawskiego, nie wytrzymał to i zaraz mu internauci przypomnieli „Rok 1988” (Joński mógłby napisać odpowiedź lewicową na książkę Orwella i tak ją właśnie zatytułować).
Z osobliwych wydarzeń medialno–internetowych, które w ostatnim czasie fascynujący świat lewicy z siebie wydał, to również chęć nagradzania niemieckiej wiceprzewodniczącej, tej od słów o „głodzeniu” innych narodów, jakimiś odznaczeniami. Te wszystkie jednak wyskoki, żarciki, bryknięcia i fiknięcia byłyby jedynie polityczną woltyżerką, która zaraz zniknie w mielących wszystko żarnach czasu, gdyby nie to, że ta lewica wypuszcza z siebie czasem myśli, słowa i zdania, które naprawdę Polsce szkodzą. Są fatalne. Jak choćby ów tekst Katarzyny Markusz na łamach „Krytyki Politycznej”. W tekście zatytułowanym „Ambasador Niemiec mówi trudną prawdę o historii. Polska nadal kłamie”, pada np.: „Czy doczekamy dnia, w którym polska władza również przyzna, że niechęć do Żydów była wśród Polaków nagminna, a polski współudział w Zagładzie jest faktem historycznym?”. Już abstrahując od tego, czy mogą istnieć fakty „niehistoryczne”, zapytać należy raczej polską lewicę – „Czy doczekamy dnia, w którym polska lewica przyzna, że jej niechęć do Polski jest wśród jej przedstawicieli nagminna?”. Gdy takiego dnia kiedyś doczekamy, będzie to z pewnością znamienny historyczny fakt.