W środku ostrej kampanii wyborczej tego typu wrzutki się pojawiają i potem już nie ma znaczenia, czy ktoś jest niewinny czy oskarżony. Brud się ma do kogoś przyczepić w momencie, kiedy ludzie głosują - oceniła w programie Polskiego Radia 24 "Szkiełko i Oko" dr Jolanta Hajdasz, dyrektor CMWP SDP, odnosząc się do sprawy publikacji "Gazety Wyborczej" nt. zakupu maseczek ochronnych przez MZ.
Hajdasz pytana przez red. Dorotę Kanię, jak daleko może sięgać kontakt miedzy dziennikarzem, a informatorem i gdzie jest granica etyki dziennikarskiej odpowiedziała, że "bardzo wyraźną granicą jest po prostu sam moment, sam fakt publikacji".
"Super Express" opisał w poniedziałek kulisy zakupu przez Ministerstwo Zdrowia maseczek ochronnych za 5 mln zł. Jak informowała w maju "Gazeta Wyborcza", resort kupił je od instruktora narciarskiego Łukasza G. Jak się później okazało, maseczki nie spełniały wymaganych norm, a resort zażądał od Łukasza G. zwrotu 5 mln zł. Według "SE", instruktor pieniędzy oddać nie chciał i zwrócił się w tej sprawie do kancelarii adwokackiej Romana Giertycha. 6 maja Łukasz G. zawarł z kancelarią Giertycha umowę, za którą wystawiono fakturę na 20 tys. zł plus VAT, ale już dzień później przedsiębiorca wypowiedział Giertychowi pełnomocnictwo. TVP Info przytaczało korespondencję Łukasza G. z Giertychem. Biznesmen pisał do adwokata, że ten wprowadził go w błąd, a materiały powierzone mu w ramach tajemnicy adwokackiej znalazły się w mediach. "Jako pana klient stałem się marionetką w rozgrywce politycznej" - pisał Łukasz G., cytowany przez TVP Info, do mecenasa.
"SE" zasugerował, że w rozmowach Giertycha i Łukasza G. uczestniczył dziennikarz Wojciech Czuchnowski, autor majowej publikacji "Gazety Wyborczej" na temat zakupu przez resort zdrowia maseczek od Łukasza G. W czwartek adwokacki rzecznik dyscyplinarny wszczął dochodzenie dyscyplinarne w sprawie mec. Romana Giertycha.
- To, w jaki sposób przebiegają kontakty między dziennikarzem, a jego informatorami to jest też owiane tajemnicą dziennikarską, w jakiś sposób go specjalnie się nie kodyfikuje. Zachowaniem etycznym jest jednak daleko posunięty dystans między dziennikarzem a politykiem, biznesmenem, podmiotem jego materiału dziennikarskiego szczególnie, jeśli dotyczy on takich bardzo bulwersujących spraw, ocierających się o przestępstwo korupcji czy łamania jakichś innych przepisów; czegoś, co jest po prostu niezgodne z przepisami, z kodeksem karnym, gdy chcemy ujawnić po prostu jakieś materiały ważne dla społeczeństwa
- tłumaczyła dr Hajdasz.
Wskazała, że "im wyższej rangi są osoby zaangażowane w całą tę sprawę, tym wyższe standardy przygotowywania tego materiału oczywiście obowiązują".
- Tutaj absolutnie, w tego typu sprawie, w tak ważnym temacie, jakim jest ochrona zdrowia i przeciwstawianie się, walka z koronawirusem to wszystko jest bardzo, bardzo ważne i to, co ujawnił ten biznesmen, gdzie właśnie skarży się, że zostały złamane zasady i dlatego on się zgłosił do adwokata, opowiadając swoją historię, że zostało to wypaczone, +sprzedane+ mówiąc kolokwialnie mediom, to jest sprawa, nawet trudno to nazwać sprawą nieetyczną, to jest po prostu absolutnie łamanie reguł, którymi rządzi się adwokatura
- podkreśliła dr Hajdasz.
Jak mówiła, "bardzo dobrze, że wszczęto to postępowanie, bo wierzy, iż dowiemy się tak naprawdę, co się stało i jak przebiegała ta historia". - Ona jest po prostu zbyt ważna, żeby tak to jednym sobie, swobodnym oświadczeniem publikowanym na Twitterze, w jakiś sposób spuentować - zaznaczyła.
Hajdasz pytana, czy sprawa zostanie wyjaśniona, jeśli dziennikarz zasłoni się tajemnicą zawodową, odpowiedziała: "nie przesądzajmy".
- Na tym etapie tego, co się dzieje wokół nas, myślę, że możemy wyrazić nadzieję, że wymiar sprawiedliwości poradzi sobie po prostu z tą sprawą, z wyjaśnieniem wszelkich okoliczności tego, co się stało. Dziennikarz oczywiście ma prawo do tego, by chronić tajemnicę zawodową, dziennikarską, pewnie adwokat będzie chciał robić to samo, ale są też inne możliwości wnioskowania
- zauważyła dyrektor CMWP SDP.
Wskazała, że przy takim postępowaniu, "można sprawdzić dokumenty, można sprawdzić bilingi, zeznania innych świadków i je ze sobą porównać, więc poczekajmy".
Mec. Giertych i red. Czuchnowski zagrozili w poniedziałek pozwami politykom PiS.
"Od rana PiS, jego urzędnicy rządowi i medialni organizują na mnie nagonkę w sprawie rzekomego ujawnienia przeze mnie informacji "Gazecie Wyborczej" w sprawie tzw. afery maskowej braci Szumowskich. W związku z powyższym oświadczam, że informacje znajdujące się w cyklu artykułów dziennikarzy Gazety Wyborczej na temat tej afery nie pochodzą pośrednio lub bezpośrednio ode mnie (o czym powiedział dzisiaj publicznie W. Czuchnowski - autor tych artykułów -red.), nigdy nie przedstawiałem W. Czuchnowskiego jako mojego asystenta, nigdy nie brałem udziału w redagowaniu jakiegokolwiek materiału w GW"
- zapewnił Giertych w oświadczeniu.