Zdrojewski, który nie znalazł się na listach Koalicji Europejskiej w wyborach do europarlamentu, podkreślił, że był gotowy do startu, ale "jego partia już nie, postanowiła inaczej". Na uwagę, że "do tanga trzeba dwojga", odparł, że "to nie tango, lecz obszar wysokiej odpowiedzialności". "Rzeczywiście zabrakło porozumienia, choć byłem gotowy na kompromis" - dodał.
Zdrojewski zaznaczył, że lider Platformy chciał, aby on "pociągnął listę PO do Sejmu".
"Rozmawiałem z Grzegorzem o rozmaitych wariantach, także moich przyszłych ewentualnych krajowych aktywnościach. Zgodziłem się na wszystkie. Z jednym wyjątkiem: powrotem do Sejmu"
- wyjaśnił.
"Nie jestem z plasteliny. Odrzucam instrumentalne, czy też przedmiotowe traktowanie ludzi" - podkreślił europoseł. Przypomniał także scenę z komedii "Poszukiwany, poszukiwana", w której grany przez Jerzego Dobrowolskiego dyrektor na makiecie osiedla postawił wieżowiec na jeziorze.
"Tak postąpił ze mną przewodniczący PO. Tylko że ja nie jestem takim wieżowcem, który można usytuować na jeziorze"
- powiedział.
Na pytanie, jak mocno nad układaniem list przez Schetynę "wisiał cień Tuska", Zdrojewski odpowiedział, że z jednej strony taka kategoria nie istnieje, a z drugiej - "jakoś dziwnie wciąż się przewija". "Byłoby to jednak na tyle małe, że wolę tę tezę odrzucić" - dodał.
Nawiązał także do - jak mówił - tzw. "Projektu 4 czerwca". Podkreślił, że to przede wszystkim "forma uczczenia 30-lecia rozpoczęcia procesu odzyskiwania wolności".
"Ale już w tej chwili dostrzegam minimum trzy rozmaite intencje. Z jednej strony po prostu uszanowanie daty, jubileuszu rocznicy, dobrego pretekstu do ważnej debaty o minionym czasie i stanie państwa. Z drugiej, to szansa na odpowiedź na nie najlepszą kondycję życia politycznego"
- mówił. Trzecią intencją - w jego ocenie - jest "ewentualna zapowiedź nowej inicjatywy w przypadku porażki Koalicji Europejskiej".
Zdrojewski zaznaczył, że zbudowanie koalicji jest sukcesem.
"Mam jednak wrażenie, że dla Grzegorza Schetyny trzy lata temu głównym przeciwnikiem był Ryszard Petru i Nowoczesna, potem Katarzyna Lubnauer, teraz Wiosna i Robert Biedroń, a za moment może być Władysław Kosiniak-Kamysz i dopiero w dalszej kolejności PiS. To błąd"
- powiedział. Zdaniem europosła "walka o przywództwo na opozycji" jest "zbyt kosztowna" dla wszystkich.