Trzeba przyznać, że w świetle danych dotyczących skali cyberataków, których ślady prowadzą wprost do Rosji, najnowsze oświadczenie tamtejszego MSZ jest dość absurdalne. Resort dyplomacji Federacji Rosyjskiej informuje, że w okresie od stycznia do końca września 2018 roku odnotowano ponad 77 mln ataków hakerskich z zagranicy na stronę internetową MSZ Rosji. To jeszcze nie wszystko. Rzeczniczka resortu Maria Zacharowa oświadczyła, że ataków dokonano z adresów IP z wielu krajów, w tym z Polski!
Ataki hakerskie dokonywane były z adresów IP, zarejestrowanych na terytorium: USA, Japonii, Ukrainy, Rumunii, Niemiec, Danii, Włoch, Wielkiej Brytanii, Kanady, Holandii, Arabii Saudyjskiej, Polski, Turcji i Chin
- powiedziała Zacharowa, powołując się na specjalistów MSZ.
Dodała, że 20 kwietnia zeszłego roku obiektem ataku DDoS były wszystkie publiczne zasoby MSZ Rosji w internecie. Sprawiło to, że na krótko przestała działać oficjalna strona internetowa MSZ i strony placówek dyplomatycznych za granicą.
Atak DDoS (distributed denial of service) polega na uniemożliwieniu dostępu do usługi sieciowej bądź systemu komputerowego przez zajęcie wszystkich wolnych zasobów obliczeniowych. Najczęściej do przeprowadzenia takich ataków wykorzystywane są sieci tzw. komputerów zombi, zainfekowanych złośliwym oprogramowaniem. Pozostając pod kontrolą hakerów, komputery te jednocześnie dokonują ataku na dany system bądź sieć.
Przedstawicielka rosyjskiego MSZ zapewniła, że wszystkie ataki informatyczne są odpierane. Dodała, że resort nie sądzi, by miały one „totalny destrukcyjny wpływ na integralność oficjalnej strony internetowej ministerstwa”.
Zapewniła o gotowości Rosji do współpracy z krajami zachodnimi w kwestii bezpieczeństwa cybernetycznego.
Trzeba przyznać, że oświadczenie rosyjskiego MSZ jest dość kuriozalne, zwłaszcza w świetle oskarżeń i dowodów zarówno z USA jak i krajów Unii Europejskiej oraz NATO nie pozostawiających cienia wątpliwości, że za znaczną część cyberataków odpowiada właśnie Rosja i tamtejsi hakerzy.
Warto przypomnieć, że w ubiegłym roku, na łamach „The Guardian”, dyrektor brytyjskiego Narodowego Centrum Cyberbezpieczeństwa Ciaran Martin mówił wprost, na temat zagrożenia cyberwojną i atakami hakerskimi na strategiczne struktury teleinformatyczne w Wielkiej Brytanii. Jako głównego agresora wskazywał w tym przypadku Rosję.
„To nie kwestia czy, ale kiedy. Ze strony Rosji zaobserwowaliśmy szereg ingerencji wymierzonych w Wielką Brytanię, dokonywanych w celach szpiegowskich lub w celu uzyskania dostępu do kluczowych sektorów”.
– mówił „Guardianowi” Martin.