Prof. Jerzy Bralczyk odniósł się do hejtu, jaki spadł na niego po wywiadzie, w którym przyznał, że jego zdaniem pies zdycha, a nie umiera. Jednocześnie rozprawił się z feminatywami! "Wszystko jest ideologią, ale urzędowe, administracyjne wpływanie na język zewnętrzny jest ingerencją szczególnie niepożądaną" - stwierdził.
"Nawet mówienie, że choćby najulubieńszy pies umarł, będzie dla mnie obce. Nie, pies niestety zdechł" - te słowa prof. Jerzego Bralczyka wywołały w ostatnim czasie burzę. Szczególnie tzw. nowocześni liberałowie nie zostawiali suchej nitki na znanym językoznawcy. Bo niby powiedział coś oczywistego, ale w dzisiejszym świecie w kwestiach językowych bywa naprawdę różnie.
Na prof. Jerzego Bralczyka wylał się hejt - pewne środowiska nazwały go... "dziadersem".
Zdziwiło mnie przede wszystkim zainteresowanie językową tematyką, co przypisywałby dużej mierze sezonowi ogórkowemu, choć uważam, że dzieje się dużo ciekawszych rzeczy. Ale to, że ludzi interesują sprawy językowe, cieszy mnie, natomiast hejt jest równoważony wyrazami poparcia, które też postrzegam w internecie. Jednak od pewnego czasu już nie śledzę tego dyskursu, choć mogę sobie wyobrazić i argumenty, i inwektywy, które są w nim używane.
Językoznawca ponownie odniósł się do słowa "zdychać" w kontekście śmierci psa.
- Ja jestem, jak już podkreślałem wielokrotnie, reprezentantem dawnego pokolenia, dla którego jest ono normalnym słowem. Natomiast w mniejszym stopniu uważam odejście od słowa „zdychać” za naganne, co używanie słowa "umierać" w odniesieniu do zwierząt. To mi się nie podoba, tak jak nie podoba mi się używanie słowa "osoba" w odniesieniu do zwierzęcia, tak jak nie podoba mi się "adoptowanie" zwierzęcia. Adopcja jest bardzo szczególnym rodzajem działania i procesu zarezerwowanym dla ludzi. Jeśli ktoś nie chce używać słów w jego odczuciu nacechowanych negatywnie, jak "zdychanie" – proszę bardzo, ale proponowałbym odejście od tych nadmiernie je uczłowieczających - podkreślił.
Jak stwierdził, "osobopies" zdecydowanie go nie przekonuje. A powód? Niezwykle ważny!
I zastępowanie dziecka psem uważam za zjawisko groźne społecznie w związku ze zmniejszonym przyrostem naturalnym. Jak tak dalej pójdzie na rodzinę będą się składały dwie osoby plus pies. Reasumując: bardzo, bardzo lubię zwierzęta i aż mi przykro, że zdychają, ale na pewno nie powiem, że umierają. Mimo wszystko.
Bralczyk odniósł się również do feminatywów, które coraz częściej zalewają język polski. Jedni uważają je za słuszne, inni - za skandaliczne. Zupełnie jak ze "zdychaniem psa".
- A co powie pani na formę "wrożyni" zamiast kobieta wróg? To także jest kwestia w znacznej części estetyczna i emocjonalna, bo w końcu wyrazy niczemu nie są winne. Natomiast pełne zrównanie rodzajów się nie uda i takie zaimki jak "ktoś" pozostaną rodzajem męskim (...) Ja niedawno żartobliwie zaproponowałem słowo "osobon", bo "osoba" jako forma żeńska trochę mnie urażała. Zacytuję tu początek listu pani reżyser Moniki Strzępki do aktora: "Osoba aktorska socjalizowana do ról męskich" - powiedział.
Na uwagę, że jeśli ktoś chce mówić "chirurżka", to ma do tego prawo, profesor podsumował:
A jak pani sądzi, jak znaczna to część? Myślę, że może być jakieś 3 proc. mężczyzn i 17 proc. procent kobiet - tak bym stawiał. I jestem przekonany, że większość kobiet wolałaby być chirurgami. Wszystko jest ideologią, ale urzędowe, administracyjne wpływanie na język zewnętrzny jest ingerencją szczególnie niepożądaną. Dajmy językowi się rozwijać, ale nie głośmy chwały feminatywów, bo przecież nie na tym polega nasz stosunek do płci.