- Opozycja od 13 miesięcy nic innego nie robi, tylko rzuca kłody pod nogi. Nie słyszałem pozytywnej albo przynajmniej neutralnej wypowiedzi ze strony polityków opozycji, jeżeli chodzi o postępowanie władz polskich w warunkach pandemii koronawirusa - mówi nam lekarz Bolesław Piecha z Rybnika, poseł Prawa i Sprawiedliwości, deputowany do Parlamentu Europejskiego kadencji 2014–2019, sekretarz stanu w Ministerstwie Zdrowia w latach 2005-2007. Dr Piecha zwraca też uwagę na konieczność przyspieszenia szczepień i nieodpowiedzialność ze strony tzw. Strajku Kobiet, który jest kontynuowany mimo drastycznego rozwoju pandemii.
Najtrudniejsza sytuacja w Polsce, jeśli chodzi o statystyki zakażeń, obecnie jest w Śląskiem. Dwa szpitale tymczasowe w centrum Katowic i na lotnisku w Pyrzowicach (trzeci w Ustroniu pełni role izolatorium) są pełne. Chorych trzeba transportować do województw sąsiednich. (Także największy w kraju szpital tymczasowy na "Narodowym" ma pełne obłożenie). Patrząc na to, jak szybko placówki się wypełniły w czasie trzeciej fali pandemii, ma Pan ochotę powiedzieć osobom, które protestowały przeciwko ich budowie: "A nie mówiłem?"
Opozycja od 13 miesięcy nic innego nie robi, tylko rzuca kłody pod nogi. Nie słyszałem pozytywnej albo przynajmniej neutralnej wypowiedzi ze strony polityków opozycji, jeżeli chodzi o postępowanie władz polskich - w warunkach pandemii koronawirusa. To jest skrajnie nieodpowiedzialna postawa. Bardzo trudna sytuacja epidemiczna, zwłaszcza na Śląsku, musi niepokoić. Powstanie szpitali było więc wyborem absolutnie trafionym, opartym na przemyślanych kalkulacjach. One są kołem ratunkowym dla polskiego pacjenta.
Powinno ich powstać więcej?
Obserwujemy dynamikę pandemii, która w tej chwili jest prawie na szczycie trzeciej fali. Musimy pamiętać, że pobyt pacjentów zakażonych koronawirusem w szpitalach (już nie mówię w izolatorium) trwa około tydzień. W dalszym ciągu musimy więc zabiegać (i będziemy to robili), żeby dodatkowe łóżka powstawały. Jestem pewien, że przed czasem nie wolno odtrąbić końca epidemii, tak jak nie wolno zaniechać budowy kolejnych szpitali zapasowych.
Czy patrząc na sytuację w województwie śląskim, sądzi Pan, że należałoby wprowadzić większe obostrzenie w kraju, np. godzinę policyjną?
To jest bardzo dyskusyjna sprawa. Nie jestem absolutnym zwolennikiem godziny policyjnej, ale trzeba takie rozwiązanie również rozważać. To niepokojące, co się dzieje teraz, zwłaszcza w czasie ocieplenia; obserwujemy ogromne rozluźnienie dystansu społecznego i kwestii przestrzegania innych przepisów sanitarnych. Być może dobrym rozwiązaniem dyscyplinującym, zwłaszcza ludzi młodych, byłaby godzina policyjna. Nie jestem w stanie jednak jednoznacznie tego ocenić. Szczerze mówiąc współczuję rządowi, że takie scenariusze musi rozważać.
Rząd premiera Mateusza Morawieckiego zapowiada przyspieszenie szczepień, tak by do końca sierpnia zaszczepili się wszyscy chętni. Czy to możliwe?
Szczepienia są absolutnym priorytetem. Po pierwsze w walce z COVID-19 liczą się dystans, dezynfekcja, maseczka. Po drugie to, że rząd musi zabezpieczyć odpowiednie liczbt łóżek szpitalnych, lekarzy, dostępność opieki zdrowotnej, żeby ona się nie zapadła. Trzecia rzecz to właśnie szczepienia. Dobrze, że po chwilowych (jednak bardzo poważnych) turbulencjach, które wynikały z braku dostaw szczepionek, sytuacja się uspokoiła. To nie jest tak, że te przez nas niezawinione zaburzenia dostępności nie miały wpływu na szczepienia w Polsce. Miały wpływ. To widzimy w statystykach. O ile najstarsza grupa naszych obywateli szczepi się bardzo dobrze (powyżej 65 proc. w najstarszych grup wiekowych), to już później, w gronie coraz młodszych roczników, wygląda to o wiele gorzej. Chęć do szczepienia się w kolejnych grupach jest coraz mniejsza. To mnie niepokoi. Mam nadzieję, że poprzez przyjęcie ustawy sejmowej pozwalającej na to, by także inne osoby mogły dokonywać szczepień (nie tylko lekarze), stworzenie nowych miejsc szczepienia, innych niż placówki służby zdrowia, np. zakładów pracy czy innych obiektów, sytuacja poprawi się. Nie wyciągałbym też daleko idących wniosków z kwestii ostatniej pomyłki systemu informatycznego co do szczepień roczników 40-latków. Podkreślam jeszcze raz, po prostu musimy się szczepić, bo to jest szansą, że lato będzie w Polsce bezpieczne i na pewno uda się sprawnie ten proces przeprowadzić.
Pozostańmy w temacie pandemii. Tarcza antykryzysowa dla przedsiębiorców. Czy w pana opinii wszystko jest tak, tak jak ma być?
Tak, chociaż zawsze są uchybienia i zawsze coś można zrobić lepiej. Są oczywiście pewne ograniczniki wsparcia, czyli kolokwialnie mówiąc... pieniądze. One muszą po prostu być.
Sądzę, że Tarcza Antykryzysowa, w wymiarze finansowym, w Polsce jest dość szczodra, choć w pewnych działach gospodarki, bardzo trudna do wykorzystania. W przypadku małych firm, które działały na pograniczu strefy jawnej i szarej, być może trzeba byłoby coś lepszego dopracować. Chodzi o zasady dalszego wsparcia dla małych przedsiębiorstw (zwłaszcza w obrębie gastronomii, turystyki, fitness, małej rekreacji, tam, gdzie nie było danych o finansowej działalności firmy, które przedsiębiorca mógł pokazać). Informacje o działalności tych firm, były niedokładne, zafałszowane, choćby przez różnego rodzaju dziwne metody zatrudniania pracowników (także na czarno). Miało to miejsce w wielu restauracjach, zwłaszcza tych kiepskich. Dochody tych firm, gdybyśmy spojrzeli przez pryzmat należności ZUS-owskich czy tych wobec urzędu skarbowego, były naprawdę niskie. Wielu pracowników było zatrudnionych na umowach ustnych, niejednokrotnie z pominięciem ZUS-u i Urzędu Skarbowego. To jest teraz dla tych przedsiębiorstw naprawdę tragedia. Z tą rzeczywistością rząd, przyjmując kilka miesięcy temu zasady wsparcia dla firm, musiał się zmierzyć.
Co pan jako etyk stawiający na ochronę życia odczuwa na odbywające się dalej mimo pandemii tak zwane strajki kobiet?
To są rzeczy karygodne. To jak wyglądają protesty, to coś strasznego, zwłaszcza w okresie pandemii. Także język, który jest tam używany, jest straszliwy. Nie wiedziałem, że kobiety mogą takim językiem się posługiwać.
Te strajki to anarchia, a nie racje merytoryczne. Protestujący chcą, by wszystkim odpowiadało prawo, jakie stworzy ten anarchistyczny, lewacki, tak zwany strajk kobiet. Dla mnie jest to sprawa bardzo trudna i nie do przyjęcia. Trudno jest zaakceptować taki rodzaj warcholstwa na ulicach.
Zwłaszcza, że w trakcie protestów zdarzają się też ataki na Kościół.
Popieram tolerancję religijną. Nie każdy musi być katolikiem, chrześcijaninem. Są różne wyznania. Religie trzeba szanować. Ataki na świątynie katolickie przypominają najgorsze czasy, które w polskiej historii miały miejsce chociażby w latach 40. ubiegłego wieku. To nie do przyjęcia.