Tradycyjnie największy tłok panował w ścisłym centrum Białegostoku, czyli przy Rynku Kościuszki, który jest miejskim deptakiem. To miejsce, gdzie chętnie na lody przyjeżdżają w weekendowe dni (choć nie tylko) rodziny z dziećmi. Obecnie dodatkowo przyciąga tam mieszkańców i turystów tzw. diabelski młyn o wysokości 30 metrów, w którym z dwudziestu gondoli można oglądać panoramę miasta.
Choć przed południem jeszcze nie było tego widać, to kilka godzin później w ogródkach w tej części miasta - ulokowanych tam kilkunastu kawiarni i lokali z jedzeniem - było wielu klientów. Nie przeszkodziła im nie najlepsza pogoda, bo temperatura sięgała kilkunastu stopni i zanosiło się na deszcz. Trudno byłoby znaleźć ogródek, w którym zupełnie nie było ludzi.
Ci, którym było zimno, korzystali z przygotowanych przez restauratorów koców, by jednak wypić na powietrzu - pierwszą po długiej przerwie - kawę czy zjeść zamówiony posiłek na miejscu, a nie na wynos. Niektórzy podkreślali, że znaczenie przy podejmowaniu decyzji, by pojechać do centrum miał też fakt, iż od soboty na wolnym powietrzu można już nie nosić maseczek.
W popularnej kawiarnio-piekarni przy ul. Sienkiewicza, która przecina Rynek Kościuszki, ustawiono na zewnątrz kilka stolików, ale nie było tłoku. Aby więcej osób mogło z oferty w sobotę skorzystać, lokal będzie czynny do godz. 20; ma też bogatsze menu, żeby zaspokoić potrzeby klientów.
Część białostockich restauratorów liczy na wieczornych gości, w tym na osoby, które zechcą skorzystać z oferty placówek kulturalnych w ramach Nocy Muzeów i wybiorą się na spacer między nimi. Trasa wiedzie właśnie przez Rynek Kościuszki i przylegające do niego ulice.