Szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz ma szykować serię dymisji w Żandarmerii Wojskowej. Jest to związane z zatrzymaniem żołnierzy, którzy ponad dwa miesiące temu oddali strzały ostrzegawcze w odpowiedzi na forsujących polską granicę nielegalnych migrantów. O tym, że wina prawdopodobnie spadnie na mundurowych mówił dziś także były dyrektor Departamentu Zwierzchnictwa nad Siłami Zbrojnymi gen. Jarosław Kraszewski.
Na przełomie marca i kwietnia przy granicy polsko-białoruskiej w okolicach Dubicz Cerkiewnych (Podlaskie) żołnierze oddali strzały ostrzegawcze w kierunku migrantów próbujących siłowo sforsować granicę. Za to zostali zatrzymani przez Żandarmerię Wojskową, a dwójce z nich postawiono zarzuty. Po ponad dwóch miesiącach od upokorzenia mundurowych premier Donald Tusk zapowiedział zmiany w przepisach. Zrobił to podczas dzisiejszej konferencji prasowej. Szef rządu wskazał, kto jest rzekomo odpowiedzialny za całą sytuację - zastępca Prokuratora Generalnego ds. wojskowych Tomasz Janeczek. Ten jednak, przez chaos w Prokuraturze Krajowej, został odcięty od informacji.
Wirtualna Polska nieoficjalnie informuje, że to nie koniec szukania kozła ofiarnego. Według ustaleń portalu, w ministerstwie obrony narodowej "jest podejrzenie, że informacje krytyczne dotyczące wydarzeń na granicy były ukrywanie bądź zbyt wolne przekazywanie bez nadania odpowiedniego priorytetu, mimo że takie procedury wcześniej obowiązywały i działały".
Dziennikarze poinformowali, że szef resortu obrony Władysław Kosieniak-Kamysz przygotowuje serię dymisji m.in. w Żandarmerii Wojskowej. Oprócz obarczenia winą mundurowych, "możliwe są również dymisje w samym resorcie".
Przekonanie, że winą za zatrzymanie żołnierzy zostaną obarczeni inni mundurowi wyraził dziś również na antenie RMF FM były dyrektor Departamentu Zwierzchnictwa nad Siłami Zbrojnymi gen. Jarosław Kraszewski.
"Sądzę, że stanowisko straci komendant Żandarmerii Wojskowej"
Kraszewski mocno skrytykował całą sprawę. "Przegięto pałę, jeżeli chodzi o zatrzymanie tych żołnierzy (...) Jeżeli doszło do nadużycia kompetencji, bo znamy tylko jedną część historii... Nikt nic nie mówi o zachowaniu tej grupy emigrantów, która próbowała się dostać na terytorium naszego państwa. Nie czarujmy się - nie byli to ornitolodzy" - mówił
Jego zdaniem cała sprawa "powinna zakończyć się na etapie dowódcy brygady". Wskazał, że "zrzutka" na adwokata dla zatrzymanych, to "kolejne jaja". - To już jest wina dowódcy. To jest dla mnie niewyobrażalne - powiedział.
Jego zdaniem, mundurowych powinien przeprosić minister obrony narodowej, premier oraz zwierzchnik sił zbrojnych - prezydent. Dodajmy, że ten ostatni jednak nawet nie został poinformowany o zdarzeniu.