Nas wychowało harcerstwo, szkoła i partyzantka. To było prawdziwe wojsko. Hartowaliśmy się w tej walce. Zdobywaliśmy miasteczka. Była musztra, była dyscyplina. Szanowaliśmy jeden drugiego. Przed starszym partyzantem człowiek sam z siebie stawał na baczność - mówił w ostatnim wywiadzie dla "Gazety Polskiej: zmarły dziś Józef Bandzo ps. „Jastrząb” – partyzant 3 Brygady AK „Szczerbca” na Wileńszczyźnie, 5 Brygady AK „Łupaszki” na Podlasiu, Białostocczyźnie i Pomorzu, 3 Brygady NZW „Burego” na Białostocczyźnie.
Józef Bandzo urodził się 21 października 1923 roku w Wilnie. Był harcerzem 11 Wileńskiej Drużyny Harcerzy. Ukończył Gimnazjum Elektromechaniczne w Wilnie. W lipcu 1942 r. został zaprzysiężony do Armii Krajowej. W październiku 1943 roku został żołnierzem 3 Brygady dowodzonej przez kpt. Gracjana Fróga „Szczerbca”. Później został awansowany do stopnia kaprala i objął stanowisko dowódcy drużyny w 1 kompanii dowodzonej przez por. Romualda Rajsa ps. „Bury”.
W ramach „kompanii szturmowej” wziął udział we wszystkich ważniejszych akcjach i bitwach tej Brygady na Wileńszczyźnie. W czasie jednej z największych bitew partyzanckich stoczonych na ziemiach polskich (wzięło w niej udział blisko 1500 żołnierzy z obu stron), 14 maja 1944 roku pod Murowaną Oszmianką z litewskimi siłami niemieckich kolaborantów, został ciężko ranny.
„Jastrząb” kontynuował konspirację, ale w listopadzie 1944 r. został aresztowany przez NKWD. Uciekł i osiedlił się na Lubelszczyźnie. gdzie dotarły do niego informacje o prowadzonych na Podlasiu walkach oddziałów 5 Wileńskiej Brygady AK majora Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”. Został ponownie dowódcą drużyny w 2 szwadronie, także tutaj dowodzonym przez „Burego”. Gdy we wrześniu 1945 r. 5 Wileńska Brygada została rozwiązana, nie chcąc zaprzestać walki o niepodległość, wraz z niemal całym szwadronem „Burego” przeszedł do Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, kontynuującego walkę zbrojną.
W ramach NZW walczył do końca 1945 roku. Na początku 1946 roku ponownie wrócił pod rozkazy majora „Łupaszki”. Zameldował się w lutym tego roku w Jodłówce pow. Sztum, tymczasowej siedzibie mjra „Łupaszki”. Został wtedy mianowany dowódcą patrolu dywersyjnego. Przeprowadził w różnych miejscach Polski brawurowe akcje.
Był jednym z najdzielniejszych i najbardziej odważnych żołnierzy 5 Brygady. Po powrocie z kolejnego rajdu w głąb Polski, w maju 1946 roku dołączył do majora „Łupaszki” i znalazł się w jego osobistym poczcie. Posiadając doskonałe wyczucie terenu, świetnie posługując się mapą i kompasem, stał się jednym z najbardziej zaufanych żołnierzy Majora. To jemu dowódca 5 Brygady powierzał swoje bezpieczeństwo w trakcie przemarszów przez Bory Tucholskie, Warmię i Mazury.
Przy boku majora Łupaszki był do sierpnia 1946 roku, kiedy to na własną prośbę został urlopowany. Zamierzał rozpocząć „cywilne” życie, kontynuując naukę i podejmując pracę. W lutym 1947 roku ujawnił się w czasie ogłoszonej przez ówczesny rząd amnestii. To nie zapewniło mu jednak bezpieczeństwa. Był przez wiele lat inwigilowany i prześladowany.
Skazany w latach 60-tych na dożywocie, wiele lat spędził w więzieniu, płacąc za wierność niepodległej Polski. Napisał swoje wspomnienia "Tak było".
W kwietniu tego roku, w "Gazecie Polskiej", przy okazji pogrzebu Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki", ukazał się wywiad z Józefem Bandzo przeprowadzony przez Jarosława Wróblewskiego. Przypominamy jego fragmenty
Kiedy pan poznał majora „Łupaszkę”?
To było w pierwszych dniach czerwca 1945 r. na Podlasiu, gdy dołączyłem na koncentrację do szwadronu „Burego”. Rozstałem się z nim w sierpniu 1946 r.
Jakie pan major zrobił na panu wrażenie?
Był dobrym wojskowym, kawalerzysta, dobrej postury. Bliżej go jednak nie znałem. Nie wdawał się w żadne rozmowy ze mną.
Jak traktował żołnierzy?
On się po prostu nie wtrącał. Miał swoje szwadrony, ich dowódców jak „Wiktora”, „Mścisława” czy „Zygmunta” i dawał im polecenia, w nasze żołnierskie życie bezpośrednio się nie mieszał. On rozmawiał z dowódcami i im zwracał uwagę, jeśli coś mu się nie podobało.
Jako dowódca budził respekt?
Bezwzględnie. To był niekwestionowany autorytet jeszcze z Wileńszczyzny. Walczył z Sowietami, powstrzymywał ich na ścianie północno-wschodniej, choć Stalin chciał likwidacji polskiej partyzantki. Musieliśmy się bronić. Różnica polegała na tym, że on atakował, a my musieliśmy się bronić.
Zapamiętał pan coś szczególnego w jego zachowaniu?
Pamiętam, że gdy chciał coś powiedzieć, to płakał, nie mógł mówić. Był wrażliwy. Ale nie tylko on, bo Zygmunt Błażejewicz „Zygmunt” podobnie, on w czasie rozmowy też płakał. To był dobry mówca, ale też łzy wytarł i dalej do nas mówił.
Jako żołnierze też dużo śpiewaliście.
Tak, to prawda, dużo śpiewaliśmy. Często z ludnością cywilną przy ognisku, w kościele czy na wieczorkach, festynach. To było szczególnie na Białostocczyźnie. „Łupaszka” raczej z nami nie śpiewał. Myślę, że miał przekonanie, że to wszystko nie idzie tak, jak myśleliśmy, on jednak był twardy, miał przekonanie i przy swoim trwał. Może myślał, że doczeka się niepodległej Polski. Tę wiarę stracił w kwietniu 1948 roku, kiedy myślał o przejściu na stronę amerykańskiej strefy.
Jak pan przyjął informację o jego straceniu?
Wie pan, śmierć jest wpisana w nasze życie. Jego śmierć przyjąłem ze smutkiem. Nie wiedzieliśmy, co będzie dalej. „Wiktora” przecież zgładzili, zgładzili „Łupaszkę”, „Burego”, „Rekina”, „Wiarusa” „Szczerbca”… to było coś potwornego, że rozstrzeliwano ich wszystkich. Nie było dla nich w systemie komunistycznym żadnej alternatywy. Wiedziałem, że będą nas wszystkich nękać, że nie darują… Człowiek zastanawiał się tylko, w jaki sposób zginie.
To są dla pana bohaterowie?
Tak. Oni walczyli o inną Polskę, pomagaliśmy na Białostocczyźnie ludności cywilnej, chroniąc ją przed bandytami. Tam rabunków byłaby cała masa. My chroniliśmy ludność cywilną i ona nas szanowała i zwracała się do nas jak do obrońców.
Jak pan przyjął wiadomość o odszukaniu „Łupaszki”?
Bardzo pozytywnie, choć nadal czekam na szczątki swojego dowódcy „Szczerbca”. Jak są już ludzkie kości pochowane, to jest zupełnie inaczej. To już leży część człowieka. Pan Szwagrzyk mi powiedział, że w 80 proc. jest nadzieja, że odnajdą też „Szczerbca”. Czekam na to bardzo.
Fot. Józef Bandzo "Jastrząb" z pistoletem maszynowym/ IPN
Wy byliście ludźmi z „innej gliny”?
Nas wychowało harcerstwo, szkoła i partyzantka. To było prawdziwe wojsko. Hartowaliśmy się w tej walce. Zdobywaliśmy miasteczka. Była musztra, była dyscyplina. Szanowaliśmy jeden drugiego. Przed starszym partyzantem człowiek sam z siebie stawał na baczność. Był respekt dla starszych. Jednak żadna partyzantka nie może trwać za długo bo wypacza charaktery.
Fot. Józef Bandzo. Archiwum Fundacja Sztafeta
Co pan by powiedział majorowi „Łupaszce” nad jego grobem?
To bohater, który nie doczekał zwycięstwa, ale on nam to zwycięstwo przyniósł, bo na jego przykładzie wielu chce się dzisiaj wzorować. On pokazał, że trzeba być razem z narodem.
Źródło: niezalezna.pl,Gazeta Polska
#Łupaszka
#Józef Bandzao
JW