Kazimierz Kutz żali się na łamach „Newsweeka”, że już dawno wyemigrowałby z Polski, ale jest już... za stary.
- Gdybym był młodszy, to dałbym dyla. Nigdy nie przypuszczałem, że dożyję czasów, w których trudno się będzie Polską podniecać. To mój kraj, ale nie ma go za co dziś kochać [...] W Polsce powstaje nowa rasa osadników wewnętrznych, dla których najbardziej naturalnym wyborem jest izolacja niż czubaty patriotyzm, czyli oparty na ekscytacji ględźbą cierpiętnictwa. Na nieustannym grzebaniu w grobach. Przyznam szczerze, że taka zaśmierdła w cmentarnym patriotyzmie Polska jest mi obca - ubolewa były senator PO i członek komitetu poparcia Bronisława Komorowskiego.
- Nasz nowy ustrój całkowicie poniechał troski o tę sferę życia społecznego [...], postawiono wyłącznie na ekonomię [...] Wychowaliśmy pokolenie ćwoków nierozumiejących własnej historii i procesów toczących się w ich kraju [...] Gdy lukę po kulturze zapełnia zła pamięć, zdewaluowany patriotyzm przybiera formę teatralizacji. W każdej mieścinie rekonstruuje się wydarzenia historyczne. Hordy pseudobojów, żołnierzy wyklętych jeżdżą po kraju. Pod kuratelą ministra kultury rekonstruuje się ślub rotmistrza Pileckiego. Przecież to jest jakiś nacjonalistyczny obłęd, trywializowanie historii, militaryzacja patriotyzmu – twierdzi na łamach „Newsweeka” Kutz.