Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Polska

O co naprawdę chodziło w sprawie Mariusza Kamińskiego. Wyroki znane przed ich ogłoszeniem

Niezrozumiałe są dla mnie wypowiedzi niektórych przedstawicieli doktryny o łamaniu prawa przez prezydenta. Na temat prezydenckiego prawa łaski istnieje wiele publikacji.

Autor: Dorota Kania

Niezrozumiałe są dla mnie wypowiedzi niektórych przedstawicieli doktryny o łamaniu prawa przez prezydenta. Na temat prezydenckiego prawa łaski istnieje wiele publikacji. W żadnej z nich nikt wcześniej nie twierdził, że ułaskawienie w sytuacji nieprawomocnego orzeczenia będzie złamaniem prawa – z prokuratorem Dariuszem Barskim, przedstawicielem prezydenta RP Andrzeja Dudy w Krajowej Radzie Prokuratury, rozmawia Dorota Kania.

Kilka dni temu prezydent Andrzej Duda ułaskawił Mariusza Kamińskiego skazanego nieprawomocnym wyrokiem sądu na karę bezwzględnego więzienia. Działanie prezydenta wywołało wiele komentarzy prawników. Niektórzy z nich twierdzą, że i tak sprawa musi być rozstrzygnięta przez sąd wyższej instancji. Czy tak rzeczywiście się stanie?
Uważam, że prezydencki akt łaski kończy sprawę. Taką informację przekazał także rzecznik Sądu Okręgowego w Warszawie. Niezrozumiałe są dla mnie wypowiedzi niektórych przedstawicieli doktryny o łamaniu prawa przez prezydenta. Na temat prezydenckiego prawa łaski istnieje wiele publikacji. W żadnej z nich nikt wcześniej nie twierdził, że ułaskawienie w sytuacji nieprawomocnego orzeczenia będzie złamaniem prawa. Wręcz przeciwnie, powszechnie uznawano, że takie postąpienie jest prawnie dopuszczalne. Odmienne stanowisko zaczęto prezentować dopiero po ogłoszeniu decyzji.

Sądy w sprawie Mariusza Kamińskiego nie były jednomyślne. Jak Pan sądzi, dlaczego w tej samej sprawie zapadały diametralnie różne orzeczenia?
Stan faktyczny w tej sprawie jest dość prosty, materiał dowodowy nie jest aż tak obszerny, fakty w zasadzie bezsporne. Postępowanie toczyło się jednak ponad osiem lat i pewnie trwałoby wiele następnych, gdyby nie decyzja prezydenta. Sprawa sprowadzała się do oceny, czy zachowanie późniejszych oskarżonych, w szczególności Andrzeja K., stanowiło operacyjną wiarygodną informację o korupcji. Ten sam sąd, który wydał wyrok skazujący, wcześniej w innym składzie w tej samej sprawie umorzył postępowanie z powodu oczywistego braku faktycznych podstaw oskarżenia. Ten sam sąd dwukrotnie skazał oskarżonych w tzw. aferze gruntowej, ustalając, że działania CBA były legalne. Ustalenie to miało bardzo istotne znaczenie dla przypisania sprawstwa. Sądy oczywiście mają prawo do odmiennych ocen. Nie jestem jednak w stanie pojąć sytuacji, w której jeden skład sądu stwierdza oczywisty brak podstaw oskarżenia, a drugi skład wymierza karę trzech lata pozbawienia wolności. Zwłaszcza że w istocie sąd nie dokonuje odmiennych ustaleń faktycznych, lecz jedynie odmiennej oceny prawidłowości zachowania oskarżonych, z której ma wynikać, że materiał operacyjny nie stanowił wiarygodnej informacji o przestępstwie korupcji, z czym się nie zgadzam. Co niezwykle istotne, sąd ustalił, że istniały dowody na przestępstwo płatnej protekcji, polegające na składaniu oferty odrolnienia gruntów w Ministerstwie Rolnictwa za bardzo wysoką łapówkę dzięki wpływom posiadanym wśród kierownictwa tego resortu. Dopuścił zatem ewentualność zarządzenia operacji specjalnej, ale nie w zakresie przestępstwa korupcji, lecz jedynie płatnej protekcji. Należy zadać pytanie, czym faktycznie taka operacja miałaby się różnić od tej przeprowadzonej.

Gdy wykryto aferę gruntową, był Pan zastępcą Zbigniewa Ziobry, który był wówczas prokuratorem generalnym i ministrem sprawiedliwości. Czy CBA, którym wówczas kierował Mariusz Kamiński, miało zgodę prokuratury na wszystkie podejmowane w tej sprawie czynności i działania?
Oskarżeni byli tylko wnioskodawcami w tej sprawie. Decyzje podejmowali prokurator generalny i jego zastępcy, w tym ja oraz sędziowie Sądu Okręgowego w Warszawie. Aby przypisać sprawstwo oskarżonym, sąd przyjął zatem, że wszyscy decydenci zostali wprowadzeni przez oskarżonych w błąd. Rzecz w tym, że zarówno ja, jak i inni prokuratorzy podejmujący decyzje w tej sprawie, w tym ówczesny zastępca prokuratora generalnego, zarządzający operację specjalną, w żadnym razie nie uważamy, że zostaliśmy wprowadzeni w błąd. Wynikało to z moich zeznań. Sąd jednak nie pytał nas, czy uważamy się za wprowadzonych w błąd. Gdyby takie pytanie sąd zadał, a powinien w kontekście zaskakujących dla mnie ustaleń, uzyskałby wówczas kategoryczną odpowiedź przeczącą. Sędziów SO w Warszawie, którzy również zostali uznani za wprowadzonych w błąd, sąd w ogóle nie przesłuchał.

Cały wywiad ukazał się w najnowszym numerze tygodnika „Gazeta Polska”

Autor: Dorota Kania

Źródło: Gazeta Polska

Wesprzyj niezależne media

W czasach ataków na wolność słowa i niezależność dziennikarską, Twoje wsparcie jest kluczowe. Pomóż nam zachować niezależność i kontynuować rzetelne informowanie.

* Pola wymagane