Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Zdzisław Krasnodębski pisze: Smoleńsk sprawą niemiecką?

W Polsce od razu pojawiły się spekulacje, co może oznaczać ukazanie się książki Jürgena Rotha, jakie jest drugie dno tej publikacji.

GP
GP
W Polsce od razu pojawiły się spekulacje, co może oznaczać ukazanie się książki Jürgena Rotha, jakie jest drugie dno tej publikacji. Jedna ze śmiałych hipotez głosiła, że chodzi o wybielenie Putina, inna, że celem jest podzielenie i osłabienie Polski. Ale kto przyczytał tę książkę, wie, że nie ma mowy o zdejmowaniu odpowiedzialności z Putina. Wręcz przeciwnie – jest ona bardzo mocnym oskarżeniem i Putina, i Rosji - pisze Zdzisław Krasnodębski w najnowszym wydaniu tygodnika „Gazeta Polska”.

Przeciętny Niemiec czy Francuz wie o katastrofie smoleńskiej mniej więcej tyle, ile przekazali światu Rosjanie oraz minister Radosław Sikorski, ambasadorowie Jerzy Bahr i Tomasz Turowski itd. w pierwszych godzinach po katastrofie. A więc wie, że mimo ostrzeżeń rosyjskich kontrolerów polscy piloci próbowali pod naciskiem prezydenta parokrotnie podchodzić we mgle do lądowania i w końcu rozbili maszynę. Sprawa jest oczywista, arcyboleśnie prosta i całkowicie wyjaśniona przez odpowiednie, kompetentne instytucje. Lepiej poinformowani wiedzą także, że niestety po Polsce krążą ciągle teorie spiskowe, rozpowszechniane dla celów politycznych przez Jarosława Kaczyńskiego.

O tym, jak wygląda obecna sytuacja w Polsce, współczesny Europejczyk wie niewiele. Media rozpowszechniają obraz kraju sukcesu – podobny do tego, który znaleźć można w najbardziej optymistycznych enuncjacjach i przemówieniach przedstawicieli obozu rządzącego. Donald Tusk był do niedawa powszechnie chwalony. O jego nominacji na przewodniczącego Rady Europejskiej mówiono, że to szczęśliwy traf dla Europy. A przedtem był on, oczywiście, szczęśliwym trafem dla Polski – wywiódł ją rzekomo z pisowskiej niewoli, zmieniając w „zieloną wyspę”, w kraj przyjazny Niemcom, nowoczesny i europejski.

Jak widzą nas Niemcy

Jeśli ktoś chce się przekonać, jak wygląda taki przekaz w formie niemal karykaturalnej, niech sięgnie po miesięcznik „Dialog”, wydawany przez federację „stowarzyszeń przyjaźni polsko-niemieckiej”. Znajdziemy w nim ciągle tych samych polskich i niemieckich autorów, prezentujących tę samą upiększoną nierzeczywistość polską. Skądinąd redaktor naczelny tego cukierkowego wydawnictwa jest równocześnie dyrektorem Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku. Ale w głównych gazetach niemieckich, takich jak narodowo-konserwatywna „Frankfurter Allgemeine Zeitung” czy narodowo-liberalna „Süddeutsche Zeitung”, cenionych za jakość, obraz Polski jest niemal równie optymistyczny, afery i problemy są skutecznie wyciszane. Ten przekaz jest potem przerabiany i utrwalany w publikacjach naukowych i popularnonaukowych, studiowany i pogłębiany przez dziesiątki pracowitych doktorantów.

Ów brak normalnego przepływu informacji i żywej debaty między sąsiednimi przecież krajami wynika z tego, że komunikacja między Polską a Niemcami (ów dialog rozumiany tak jak we wspomnianym czasopiśmie), znalazła się niemal wyłącznie w rękach nielicznej grupy „specjalistów od pojednania”, działających jako grupa biznesowa-lobbystyczna. W jej skład wchodzą też zaprzyjaźnieni korespondenci mediów w obu krajach. To „konsorcjum” mogło zmonopolizować komunikację między Polską i Niemcami dlatego, że działa zgodnie z niemieckiem interesem państwowym, i znajduje się pod mniej lub bardziej bezpośrednim nadzorem odpowiednich instytucji.

Niemcy zainteresowane są stabilnością sytuacji w Polsce, utrzymywaniem w niej rzadu przyjaznego im, a jeszcze nigdy nie mieli tak dobrego, spolegliwego partnera czy klienta jak PO Tuska. Ten nadrzędny interes kształtuje także politykę informacyjną i naukową. Uróżowiony obraz Polski jest elementem tej polityki. Po odejściu Donalda Tuska do innych zadań rolę głównego przyjaciela Niemiec w Polsce miał zapewne przejąć Bronisław Komorowski.

Przełom

Z tych też względów najnowsza książka Jürgena Rotha dotycząca katastrofy smoleńskiej („Verschlussakte S.”), będzie dla czytelników niemieckich szokiem, jeśli po nią siegną i potraktują poważnie. Nie należy oczywiście przeceniać jej znaczenia, jedna publikacja nie może radykalnie zmienić nastawienia społecznego, ale wydaje się, że w tym wypadku taktyka przemilczania i marginalizowania nie zadziała. Autor jest zbyt znany, książka już jest bestsellerem w swojej kategorii. Ponadto parę gazet, w tym największy niemiecki tabloid – „Bild” (bliźniak wydawanego w Polsce „Faktu”), już zamieściło omówienia głównych, sensacyjnych tez tej książki.

Najpoważniejsze niemieckie gazety ciągle jeszcze udają, że to publikacja poniżej ich poziomu, że mogą ją ignorować, ale już np. w niemieckim radiu publicznym Deutschlandradio Kultur przedstawiono jej dość obszerną, oczywiście krytyczną, recenzję. Słuchacze mogli się z niej dowiedzieć, że wątpliwości co do rzetelności śledztwa mają nie tylko nacjonalistyczni zwolennicy PiS, ale także znany niemiecki dziennikarz śledczy. Omówienie kończyło się następującą konstatacją: „Jürgen Roth twierdzi, że podaje fakty, ale jego badania nie dostarczają żadnych dowodów. Gdyby mniej skandalizował, ale lepiej powiązał ze sobą i uporządkował szczegóły, to przynajmniej udałoby mu się stworzyć chronologię tragicznego upadku samolotu w Smoleńsku, który przez Polaków, ponad wszelkim sporem politycznym, jest do dzisiaj odczuwany jako tragedia narodowa”.

Zagrożenie dla strażników i protektorów władzy PO w Polsce polega na tym, że śladem Rotha mogą pójść inni. A jak pokazuje wiele przykładów – m.in. duńskiego inżyniera Glena Jorgensena – osoby ufające początkowo w rzetelność oficjalnych ustaleń przyczyn katastrofy, po bliższym poznaniu faktów szybko zmieniają zdanie. Trudno bowiem nie dostrzec, że śledztwo urąga wszelkim standardom, trudno nie zauważyć, że władze polityczne utrudniają je wszelkimi sposobami, a podane wyjaśnienia są sprzeczne z wiedzą naukową.

Rosyjski kontekst

W Polsce od razu pojawiły się spekulacje, co może oznaczać ukazanie się książki Jürgena Rotha, jakie jest drugie dno tej publikacji. Jedna ze śmiałych hipotez głosiła, że chodzi o wybielenie Putina, inna, że celem jest podzielenie i osłabienie Polski. Ale kto przyczytał tę książkę, wie, że nie ma mowy o zdejmowaniu odpowiedzialności z Putina. Wręcz przeciwnie – jest ona bardzo mocnym oskarżeniem i Putina, i Rosji.

Niewątpliwie zmieniony kontekst międzynarodowy po agresji Rosji na Ukrainę sprawił, że czytelnikom w Niemczech, i w ogóle w Europie, łatwiej będzie dziś przyjąć podane w niej fakty do wiadomości i rozważyć zadane w niej pytania. Sam autor pisze, że tylko dlatego podjął przerwaną już pracę nad tą książką i zdecydował się ją opublikować.

Niemcy zarządzające Unią dość niespodziewanie dla siebie znalazły się w ostrym, bezpośrednim konflikcie z Rosją, do niedawna jeszcze partnerem strategicznym i gospodarczym. Z zapowiadanej kiedyś przez Gerharda Schrödera osi Paryż–Berlin–Moskwa nic nie zostało. Zmniejszanie się strefy wpływów Rosji w Europie Wschodniej to zwiększanie się strefy ich wpływu – i odpowiedzialności. To przecież głównie minister spraw zagranicznych Niemiec prowadzi w imieniu Unii negocjacje w sprawie Ukrainy.

Nie można wykluczyć, że za kulisami część niemieckich elit i wyższych funkcjonariuszy państwowych, nienależących do grupy „rozumiejących Rosję”, może być w tej nowej geopolitycznej sytuacji zaniepokojona penetrowaniem ich kraju przez Rosję, np. via Gazprom i inne firmy rosyjskie, o czym pisał w swoich książkach Jürgen Roth. Lekceważenie przez rząd Angeli Merkel sygnałów, że śmierć polskiego prezydenta i znacznej części autentycznej polskiej elity mogłaby być rosyjskim zamachem, w którym maczały też palce wysoko postawione osoby z Polski powiązane ze służbami rosyjskimi, może być odczytywane jako kolejny wyraz owej penetracji i zagrożenia dla samych Niemiec. Natomiast realna pomoc w ujawnieniu rzeczywistych przyczyn tej śmierci mogłaby otworzyć zupełnie nowy rozdział w relacjach polsko-niemieckich, dialog pozorny zamienić w autentyczny, stać się podstawą głębszego, trwałego sojuszu.

 



Źródło: Gazeta Polska

Zdzisław Krasnodębski