Dzisiaj informowaliśmy, że Sąd Okręgowy w Katowicach, zamiast zająć się protestem, uciekł z sali rozpraw. Gdy osoby zebrane na sali rozpraw zaczęły skandować "Na Białoruś" po zdumiewającej decyzji o odrzuceniu wszystkich wniosków dowodowych. M.in. o przesłuchanie szefa PKW Stefana Jaworskiego i ponowne przeliczenie wyników wyborów na podstawie protokołów z miejskich komisji wyborczych.
Reporterowi niezalezna.pl udało się porozmawiać z Dorotą Stańczyk.
- Wczorajsza decyzja sądu jest dla mnie zupełnie niezrozumiała. Nie wiem jak można odrzucić siedem wniosków dowodowych bez uzasadnienia - tłumaczy. - Według mnie sąd również nie dotrzymał procedur. Na salę wtargnęła policja bez zawiadomienia sądu – samowolnie. Sąd najpierw powinien prosić o uspokojenie publiczność. Po tym jak drugi raz publiczność zaczęła krzyczeć „Na Białoruś” sąd nie informując stron opuścił salę rozpraw. O terminie następnej rozprawy dowiedziałam się od protokolantki.
- Ja się nie zastanawiam czy te wybory były uczciwe czy nie. Bo to dla mnie jest zupełnie jasne. Po wszystkich błędach, które widziałam, nieprawidłowościach i chaosie, którego byłam świadkiem zastanawiające jest tylko to, czy to była tylko zła wola czy umyślne fałszerstwo. To jest teraz zadanie dla prokuratora. Moim celem jest powtórzenie wyborów, bo widząc od kuchni jak je przeprowadzono, to w żadnych demokratycznym państwie nie byłoby to możliwe. To są normy Rosji i Białorusi, a nie kraju, który jest podobno demokratyczny – mówi niezalezna.pl Dorota Stańczyk, członek Wojewódzkiej Komisji Wyborczej na Śląsku.