To kolejny szczyt w gronie szefów MSZ Ukrainy, Rosji, Francji i Niemiec. 2 lipca odbyło się międzynarodowe spotkanie z udziałem ministra Pawło Klimkina, Siergieja Ławrowa, Laurenta Fabiusa i Frank-Walter Steinmeiera. Było to pierwsze tak ważne spotkanie dyplomatów, po ujawnieniu kompromitującego Radosława Sikorskiego nagrania z restauracji Amber Room. Jak się okazało z ich treści - Sikorski co innego mówi nt. realizowanej polityki zagranicznej publicznie i prywatnie. Dlatego ten własnie fakt łączono z brakiem zaproszenia szefa polskiego MSZ na "spotkanie na szczycie".
Na lipcowym spotkaniu politycy skoncentrowali się na wynegocjowaniu warunków, na których "możliwe będzie wprowadzenie nowego zawieszenia broni na Ukrainie". Jak się okazało - bezskutecznie. Dziś w tym samym gronie planowane jest drugie podejście. Minister spraw zagranicznych Polski po raz kolejny nie został zaproszony.
Radosław Sikorski w związku z tym postanowił przed spotkanie porozmawiać z szefem MSZ Ukrainy. Telefonicznie. - W przeddzień spotkania szefów dyplomacji Francji, Niemiec, Rosji i Ukrainy w Berlinie ministrowie spraw zagranicznych Polski i Ukrainy rozmawiali w sobotę po południu o rozwiązaniu konfliktu na Ukrainie wschodniej - poinformował resort dyplomacji.
Europoseł Platformy Obywatelskiej Jacek Saryusz-Wolski, zajmujący się sprawami wschodnimi, winą za brak zaproszenia Sikorskiego obarcza władze Ukrainy. - Ukraina nie powinna się była zgodzić na rozmowy, w których Polska, jej główny adwokat, nie siedzi obok niej - stwierdził na antenie TVN24. - To idzie na rękę propagandzie rosyjskiej. Poza tym nie może być tak, że to Putin dobiera sobie rozmówców. Tam powinni siedzieć: Herman Van Rompuy w imieniu Unii Europejskiej i jeśli przedstawiciele państw członkowskich, to na pewno powinna się tam znaleźć Polska - oburzał się.