„To już nie tylko uchylenie drzwi dla łupków, ale otwarcie ich na oścież” – tak brytyjskie media komentują politykę energetyczną Londynu. Pomimo gwałtownych społecznych protestów przeciwko ich wydobywaniu premier David Cameron nie ma wątpliwości, że kraj potrzebuje alternatywnych źródeł energii, i to pozyskiwanych na miejscu. Nowe miejsca pracy, tańszy prąd i niezależność energetyczna – to główne korzyści, które ma przynieść eksploatowanie złóż z gazem łupkowym. Cameron nie tylko nie ma wątpliwości, że pomoże to w rozruszaniu gospodarki, ale wprost stwierdza, że w obliczu kryzysu ukraińskiego korzystanie z nich jest obowiązkiem.
– Rząd wystrzelił z pistoletu, rozpoczynając lekkomyślny wyścig o gaz z łupków. To spowoduje, że będziemy obserwowali wiercenia na całym obszarze agrarnym kraju, w tym na obszarach wrażliwych, takich jak te obejmujące główne warstwy wodonośne – przekonywała w rozmowie z telewizją CBC Louise Hutchins z brytyjskiego oddziału Greenpeace’u.
– W ostatecznym rozrachunku odpowiednio przeprowadzone przyspieszenie wydobycia gazu z łupków oznacza więcej miejsc pracy i szans dla ludzi. Zapewni nam to też długoterminowe bezpieczeństwo gospodarcze i energetyczne – zapewniał minister ds. energii Matthew Hancock. – Był czas, gdy eksportowaliśmy ropę. Teraz ją sprowadzamy. Widzimy, jak niebezpieczny jest świat wokół nas, a przecież bezpieczeństwo energetyczne jest sprawą kluczową – dodał.
Więcej w "Gazecie Polskiej Codziennie".
Reklama