- a na obiad mielony, ziemniaczki i mizeria? - spytał Jarosław, czyniąc aluzję do słów Donalda Tuska: Jem w pracy obiady w kancelaryjnej kuchni od 7 lat. Są skromne, ale bardzo dobre. Domowe. Najlepsze są kotlety mielone, ziemniaki i mizeria.
- A na obiad, to trzeba iść do znanej restauracji - zażartował Krzysztof, a Robert spytał bezpośrednio: Sowa przynosi do sejmu?. Pojawiło się również pytanie o to, kto płacił, na co polityk PO zapewnił, że rachunek opłacił z własnej kieszeni. - A, czyli to jest ta słynna poselska dieta... Ciekawe co na to chorzy w szpitalach? - spytał Dariusz. Za jedzenie w Sejmie sami płacimy z własnej kieszeni - odpowiedział poseł i od razu dostał ripostę: Racja, przepraszam, wasze kieszenie, wasza sprawa. My je mamy tylko napełnić...
Oto jak Andrzej Kania, wbrew słowom Julii Pitery o niedożywionych dzieciach, udowodnił, że w Polsce jednak jest "kultura jedzenia śniadań".

Reklama