Ostatnie lata, wyjątkowo trudne dla rynków finansowych całego świata, okazały się tłuste dla… domów aukcyjnych. Powód jest prosty. Dzieła sztuki zachowują wartość niezależnie od trendów na rynkach finansowych, a ich wartość rośnie wraz z upływem czasu. Porównując statystyki widać znaczny wzrost zainteresowania tym segmentem, na przestrzeni ostatnich lat widać, że inwestorzy uznali go za najlepszą przestrzeń do budowania majątku i ucieczki przed szalejącą inflacją czy kapryśnymi kursami walut.
Dywersyfikacja portfela o inwestycje alternatywne się opłaciła. Na tle tradycyjnych instrumentów, jakie w ostatnim dziesięcioleciu oferował polski rynek finansowy, lokata kapitału w sztukę okazała się być bezkonkurencyjnie intratną inwestycją.
W ciągu ostatnich 60 lat 6-letnie inwestycje w sztukę (mierzone indeksem Mei Moses All Art Index) przyniosły średnio 112 procent zysku. W tym samym czasie inwestycje w akcje (S&P 500) pozwoliły zarobić przeciętnie 73 procent, a w złoto – 64 procent.
Rosnące znaczenie rynku sztuki widać też po liczbie transakcji zawieranych w domach aukcyjnych, która zwiększa się w niewiarygodnym tempie. Na początku lat dziewięćdziesiątych transakcje te można było liczyć w setkach, obecnie już w tysiącach. Sama wartość globalnego rynku sztuki szacowana jest na 50 mld dolarów.
– Inwestycja w sztukę w ostatnich 10 latach przyniosła średnioroczną stopę zwrotu na poziomie ponad 17 procent, a więc ponad dwukrotnie wyższą niż inne tradycyjne formy inwestycji, przewyższając między innymi inwestycje w nieruchomości czy gotówkę – mówi „Codziennej” Maciej Gajewski, ekspert rynku sztuki. Jak tłumaczy, sukces tego segmentu sprowadza się do braku związku między rynkiem dzieł sztuki i tradycyjnymi rynkami finansowymi.
Cały artykuł w dzisiejszym wydaniu dziennika "Gazeta Polska Codziennie".