W bufecie Sądu Okręgowego w Warszawie lepiej nie zamawiać schabowych. W pojemnikach ze sztućcami nie znajdzie się bowiem ani normalnego noża, ani widelca. Zostały tylko metalowe łyżki, reszta jest z plastiku, jak na piknik.
- To odgórne zarządzenie samej pani prezes - tłumaczą pracownice bufetu. - Klienci bardzo narzekają, bo trudno tym cokolwiek pokroić, widelce łamią się na kotletach. Ale dzięki temu ma być ponoć bezpieczniej - tłumaczą.
- To jakaś paranoja - skarżą się sędziowie, którzy nie mogą spokojnie zjeść obiadu.
O co chodzi? Do dziwnej zmiany przepisów bezpieczeństwa doszło po tym, jak 3 lipca br. podczas procesu Czesława Kiszczaka pan Zygmunt Miernik obrzucił sędzię tortem. Właśnie po tym incydencie prezes budynku w al. Solidarności uznała, że w sądzie nie jest bezpiecznie.
Teraz ochroniarze jeszcze pilniej przyglądają się wnoszonym przez bramki torbom i przeszukują petentów. Ale aby uniemożliwić kolejne ataki na pracowników wymiaru sprawiedliwości, pani prezes Małgorzata Kluziak postanowiła wycofać z ogólnodostępnych miejsc niebezpieczne przedmioty. A takimi jej zdaniem są widelce i noże stołowe.
- W sądzie okręgowym systematycznie wprowadzane są zmiany, które mają poprawić bezpieczeństwo. Wymiana sztućców w sądowej stołówce jest jednym z nich - skomentowała Agnieszka Domańska, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Warszawie w al. Solidarności.