30-letnia kobieta, która wywołała fałszywy alarm o podłożeniu ładunku wybuchowego w bielskiej komendzie, usłyszała zarzuty. Grozi jej do 8 lat więzienia. Może też zostać obciążona kosztami akcji – poinformowała dziś bielska policja.
Bielszczanka wyjaśniała, że chciała sprawdzić szybkość reakcji służb mundurowych.
– poinformowała rzecznik bielskiej policji Elwira Jurasz.
Późną nocą w miniony weekend dyspozytor Wojewódzkiego Centrum Powiadamiania Ratunkowego został zaalarmowany przez kobietę o podłożeniu ładunku wybuchowego w komendzie w Bielsku-Białej.
Policyjni pirotechnicy oraz przewodnik z psem szkolonym do wykrywania ładunków wybuchowych przeszukiwali budynek i teren sąsiadujący z komendą. Niczego nie było.
– zrelacjonowała Jurasz.
Policjanci ustalili, że fałszywą informację przekazała dyżurnemu jedna z bielszczanek, która mieszka w pobliżu komendy. Gdy piła alkohol z koleżanką, dostrzegła, że w śmietniku płoną śmieci.
Jedna z nich wezwała strażaków. W oczekiwaniu na ich przyjazd 30-latka wpadła na pomysł, by sprawdzić szybkość działania służb ratunkowych. Pożyczyła telefon od znajomej i wykonała połączenie na numer alarmowy. Poinformowała, że w komendzie jest bomba. Później obie panie przyglądały się działaniu służb ratunkowych.
– powiedziała Elwira Jurasz.
Rzecznik poinformowała, że 30-latka usłyszała już zarzut wywołania fałszywego alarmu o podłożeniu ładunku wybuchowego. Grozi jej za to nawet 8 lat więzienia. "Jednocześnie może zostać obciążona kosztami akcji, które sięgają kilku tysięcy złotych" – podkreśliła policjantka.