Kampania wyborcza do europarlamentu ruszyła pełną parą. Jak na razie jej główne skutki to ucieczka połowy rządu: ze słynnym ministrem kultury Bartłomiejem Sienkiewiczem, który rzucił robotę, jak tylko PO zatwierdziło listy kandydatów, z szefem ministerstwa skarbu Borysem Budką i szefem MSWiA Marcinem Kierwińskim. Pytanie, czy po wyborach będzie jeszcze ten sam premier? W Prawie i Sprawiedliwości też buzuje, bo wielu polityków za szczyt politycznej kariery uważa dzisiaj przepustkę do europarlamentu, więc zrobi wszystko, żeby ten mandat dostać - pisze Tomasz Sakiewicz w "Gazecie Polskiej".
Same personalia moich emocji nie rozpalają. Ważniejsze jest to, co europosłowie zamierzają zrobić, kiedy ich wybiorą. Co do lewicy i PSL to właściwie nie szukam na to pytanie odpowiedzi, bo prawdopodobnie zostaną w pień wycięci przez dwie główne partie, czyli PiS i PO. W przypadku Platformy odpowiedź na pytanie co do ich zamierzeń jest jasna: polska delegacja musi mieć na tyle dużo mandatów, by w zamian za wykonywanie poleceń Berlina dostać odpowiednio dużo intratnych stanowisk. A Berlin będzie forsował projekt superpaństwa, zielony ład, szczególnie w Polsce, europejską armię zamiast silnych struktur NATO i wcześniej czy później powróci do współpracy z Moskwą. Od PiS-u na razie możemy się jedynie dowiedzieć, że będzie temu przeciwny. Tylko że to już dzisiaj stanowczo za mało. Trzeba mieć własny projekt przyszłej Unii. Do tej pory cała strategia PiS polegała na tym, by za wszelką cenę wyrwać z Unii jak największe pieniądze. Efekt był taki, że coraz więcej nam obiecywano, a coraz mniej dawano.
Od dawna jestem zwolennikiem myślenia, że polska prawica musi całkowicie przebudować swoje poglądy na UE. Unia przyniosła nam kilka przywilejów, dla których zdecydowana większość Polaków ją popiera: to przede wszystkim wolny przepływ ludzi, kapitału i pracy. Te rozwiązania trzeba zostawić.
Wszelkie kontrowersje zaczynają się wówczas, gdy UE zaczyna zamieniać się w kontynentalny rząd. Trzeba to zdecydowanie zablokować. Same rozwiązania traktatowe nic nie dają, bo Komisja Europejska rządzi podobnie jak ekipa Tuska. Ustawy i traktaty się nie liczą, gdy przeszkadzają w ich polityce. Tusk, aby dążyć do wybranych celów, ma szeroką gamę środków, jakimi dysponuje państwo. UE ma tylko jeden skuteczny mechanizm: nasze pieniądze, które może dawać lub blokować. Trzeba więc jej te pieniądze zabrać. To nie oznacza, że na przykład nie będzie dotacji do rolnictwa. Tę formę wsparcia, na wspólnie ustalonym poziomie, mogą realizować państwa członkowskie. Przecież to one wpłacają te pieniądze. Powinno to dotyczyć większości środków unijnych. Wpłacanie i potem wracanie tych funduszy jest mało efektywne ekonomicznie, rodzi korupcję i pokusę wykorzystania kontroli nad pieniędzmi do ograniczania suwerenności państw. Prawica musi zmienić swój sposób myślenia o UE. Zamiast wyścigów na żebranie, trzeba sprowadzić tę organizację do poziomu użytecznego dla wszystkich.
Ostatni dzwonek na złożenie #PiThttps://t.co/ZDoK8VVQDW
— Gazeta Polska - w każdą środę (@GPtygodnik) April 30, 2024