Miała być „czysta woda”, a można odnieść wrażenie, że to raczej znana z pruskich dworów perfumowana woda kolońska. Na główną gwiazdę programu „19:30” wyrasta bowiem Magdalena Gwóźdź-Pallokat, dziennikarka Deutsche Welle, jednocześnie odgrywająca rolę korespondentki neoTVP. „Kocham go! Kocham go, naprawdę” – wykrzykiwała o Szymonie Hołowni pogodynka TVN w rozmowie z obecną dziennikarką „Pytania na śniadanie” w neoTVP. „Chciałabym serdecznie pogratulować Panu Tuskowi, chciałabym mu podziękować” – zachwycała się pisarka erotyczna Blanka Lipińska w serwisie styl.fm. Czy propaganda koalicji 13 grudnia w ciągu ostatnich miesięcy zadziałała? - zastanawia się "Gazeta Polska".
W czasie, gdy Telewizja Republika przeżywa rozkwit, oglądalność mediów publicznych spada drastycznie jak nigdy w ich historii. Ludzie zdecydowanie chętniej oglądali „funkcjonariuszy PiS” niż wielbicieli czystej wody. Najgorzej zmiany w neoTVP odczuła „Panorama”, którą rok wcześniej oglądało 1,5 mln osób, a obecnie widownia spadła do… 521 tys. Program „19:30”, który zastąpił „Wiadomości”, mimo że godzinę jego nadawania Polacy mają zakodowaną od czasów komuny, stracił aż 756 tys. widzów. Zanim powstał „Ekspress Republiki”, najmniejsze były straty „Teleexpressu”, choć i one przekroczyły pół miliona widzów. Doszło nawet do sytuacji, w której „Teleexpress” oglądało więcej widzów niż „19:30”, co było w historii III RP niewyobrażalne.
Na ile zdecydowała o tym polityka, a na ile błędy junty, która opanowała TVP? Czołówka programu „19:30” jest najbardziej psychodeliczną czołówką historii polskich programów informacyjnych, by nie powiedzieć, że lepiej nadawałaby się do otwierania pasma z horrorami. Pokazane tam obrazki odstają zarówno od tego, jak wygląda czołówka programu „Dzisiaj” w Republice, dawnych „Wiadomości”, jak i czołówek „Faktów” w TVN czy „Wydarzeń” Polsatu. Wzbudza ona niepokój widza – mamy zapiaszczoną twarz dziecka, na którego głowie widać czerwony kwadrat, jakby ktoś celował do niego z jakiejś broni. Zbliżenia na jedno oko, zapłakany niemowlak czy pomalowane napisami ręce skutecznie wzbudzają w widzu niepokój. A może i przekonanie, że ktoś będzie chciał mu zrobić krzywdę, eksperymentując z jego mózgiem.
Materiały „19.30”, której dziennikarz dowodzi, że KO ma dziś 31,17 proc., przypadkiem wyprzedzając PiS mające 30,85 proc. poparcia, wywołują uśmiech. TVP pozbyła się złych, pisowskich, ekspertów, których zastąpili nowi, zgodnie z zasadą „czystej wody”, oczywiście bezstronni. Nową gwiazdą programu „19:30” został politolog dr hab. Marek Madej. Kim jest? Praca magisterska Madeja otrzymała nagrodę im. prof. Remigiusza Bierzanka, posła na Sejm PRL, działacza Frontu Jedności Narodu, do czytania prac którego zmuszani są studenci politologii w III RP. W czasach komunizmu Bierzanek był bowiem gwiazdą komunistycznych nauk politycznych. W 1968 roku został dyrektorem Instytutu Nauk Politycznych UW, a w latach 1980–1981 dziekanem Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW. Był członkiem Rady Naczelnej walczącego z niepodległościową emigracją Towarzystwa Łączności z Polonią Zagraniczną „Polonia”. Z kolei doktorat Madej zrobił pod kierunkiem prof. Romana Kuźniara, doradcy prezydenta Bronisława Komorowskiego ds. polityki międzynarodowej w czasie „resetu”. Tak się złożyło, że Madej został też laureatem konkursu Prezydencki Program Ekspercki, dzięki czemu w latach 2012–2013 pracował w kancelarii tegoż Komorowskiego.
„Magdalena Gwóźdź-Pallokat w uścisku z Agnieszką Holland. Szczegóły wkrótce na naszym profilu” – tak niegdyś reklamowało rozmowę obu pań Deutsche Welle. Gdy dziennikarka dostarczała „19.30” niepolityczne newsy z Niemiec, niektórzy bronili tej decyzji personalnej neoTVP, uznając, że nie należy doszukiwać się tu polityki. Jednak wystarczy przyjrzeć się temu, jak Deutsche Welle zajmowało się wizytą Donalda Tuska w Berlinie, by odwzorowanie tej postawy zobaczyć w programie „19.30”. Obficie cytowano tam Daniela Broesslera z „Sueddeutsche Zeitung”, który tłumaczył niemieckim politykom, jak popierać Tuska, by mu nie… zaszkodzić. Dziennikarz wyjaśniał zawiedzionemu niemieckiemu czytelnikowi, dlaczego Tusk nie złożył pierwszej wizyty w Niemczech i czekał z tą wizytą dwa miesiące. Jak wskazał dziennikarz, robił to także dla dobra Niemiec: „Nie jest to w żadnym wypadku dowód na to, że uważa Niemcy za kraj nieważny. Świadczy jedynie o jego trudnej sytuacji. Prezydent Andrzej Duda i nacjonalistyczne PiS, które w wyniku wyborów utraciło władzę, robią wszystko, żeby podkopać pracę nowego rządu”. Jak tłumaczył, Tusk musi obecnie, balansując na linie, wykonać bardzo trudny ruch. Naprawić celowo nadszarpnięte relacje, nie dostarczając równocześnie PiS niepotrzebnie materiału do partyjnej propagandy. Im bardziej niemiecki rząd będzie świadomy trudnego położenia Tuska, tym lepiej może się rozwinąć współpraca. Jak zapowiadał autor, rząd Tuska nie podtrzyma „absurdalnych” roszczeń reparacyjnych w wysokości 1,3 biliona euro. „Wiarygodny sygnał, że wyrządzone Polakom przez Niemców w II wojnie światowej cierpienia nie zostały zapomniane, pozostaje jednak koniecznością. A to pomogłoby Tuskowi” – wyjaśniał też.
Niemiecki dziennikarz był świetnie poinformowany, bo jego instrukcje Tusk i Scholz wykonali perfekcyjnie. Również na łamach „Die Welt” polityk niemieckich Zielonych Anton Hofreiter i poseł na Sejm Michał Kobosko z partii Polska 2050 opowiedzieli się we wspólnym artykule za wzmocnieniem współpracy między Polską a Niemcami: „Nadszedł czas na ścisłą niemiecko-polską kooperację”. Jak stwierdzili, powstanie nowego polskiego rządu na nowo ożywiło relacje między obu krajami. Ścisła polsko-niemiecka współpraca jest potrzebna, aby zapewnić w Europie pokój i demokrację.
Cytuję tu szeroko media niemieckie, bo to, co ukazuje się w mediach III RP na temat koalicji 13 grudnia, wydaje się być tylko odpryskiem tamtejszych wskazówek. Kiedy Klaus Bachmann napisał w „Berliner Zeitung”, że „nad Wisłą rozpoczyna się bezprecedensowy na skalę światową eksperyment, który może być nauczką dla wielu innych krajów – demokratycznie wybrana koalicja partii demokratycznych próbuje przywrócić demokrację, stosując niedemokratyczne metody”, media III RP gorliwie przystąpiły do usprawiedliwiana bandyckich działań ministra Adama Bodnara, który parę lat temu błagał Niemcy, by silniej angażowali się w obronę demokracji w Polsce, bo muszą troszczyć się o zwierzątko, które oswoili. A także przestępczych działań ministra Bartłomieja Sienkiewicza wobec mediów niepopierających niemieckiego punktu widzenia.
Co zrobić, gdy nie można całkiem pominąć niektórych niewygodnych faktów, jak protesty rolników? W „19.30” widzimy następujące rozłożenie akcentów: długi materiał o tym, że rolnicy nie chcą niekontrolowanego wpływu ukraińskich produktów rolnych, i króciutka wzmianka o Zielonym Ładzie, przy którym pokazany zostaje wywodzący się z… PiS komisarz Janusz Wojciechowski.
O ile za rządów PiS dziennikarzy chwalono za zadawanie trudnych pytań, o tyle obecnie otrzymują oni pochwały za ich… niezadawanie. Po lizusowskim wywiadzie Tuska dla trzech telewizji medioznawca Mirosław Oczkoś w wypowiedzi dla plotkarskiego portalu Plejada rozpływał się w zachwytach: „Przyzwyczajeni jesteśmy do patologii, do tego, że politycy krzyczą, są nerwy i agresja. Odpowiadają wymijająco na pytania, a Tusk mówił spokojnie”. Jak napisał Pudelek, według Oczkosia ogromne zasługi w tej sprawie mieli właśni dziennikarze, którzy… nie wywierali zbędnej presji.
„Każdy szanujący się dziennikarz czy komentator rozumie, że w 30 dni pewnych rzeczy nie da się zrobić” - wyjaśniał medioznawca.
Również Szymon Hołownia mógł liczyć na zachwyty mediów niemieckich. „Styl Hołowni to mieszanka kaznodziejstwa i stand-upu, a jego wyrafinowany humor, urok i elokwencja pasują do niego równie dobrze, jak jego szyte na miarę garnitury” – twierdziła korespondentka niemieckiej stacji MDR. No i media III RP nie mogły być gorsze. Gdy tylko Hołownia został marszałkiem Sejmu, pogodynka Dorota Gardias w rozmowie Onetu z Beatą Tadlą rozpływała się nad zaletami Szymona Hołowni. – Kocham go! Kocham go, naprawdę! Jest niesamowity, nie spodziewałam się – mówiła Gardias. – Ja się nie spodziewałam, że Dorota Gardias w samochodzie Onetu wyzna miłość Szymonowi Hołowni – odpowiadała Tadla. Za prowadzenie programu w podobnym duchu nagrodzona została niebawem zatrudnieniem w „Pytaniu na śniadanie” w neoTVP.
Fakt, że w najtrudniejszych momentach Tusk, tak jak za poprzednich swoich rządów, ucieka na narty w Dolomity, tłumacząc, że obiecał to wnuczkom, nie wzbudził krytyki mediów III RP ani jak w Telewizji Republika uwag, że premier postanowił oszukać Polaków metodą na wnuczka. Odwrotnie, ucieczka przed manifestantami wzbudziła ich zachwyt. „Tusk jeździ na nartach, lepi bałwana i zajmuje się wnuczkami. Tak wyglądają ferie premiera!” – zachwycał się niemiecki tabloid „Fakt”. „Donald Tusk złożył wnuczkom obietnicę, teraz ją spełnił. Do sieci trafiło nagranie” – podziwiał Onet. „Strój Donalda Tuska na nartach. Premier postawił na włoską markę Napapijri” – chwalił Fashion Biznes.
Niestety, Tusk nie spotkał w Dolomitach tygrysa, przed którym mógłby uratować swoich wnuczków, jak niegdyś przydarzyło się to Putinowi. Realizacja tego pomysłu dopiero przed premierem Koalicji 13 grudnia i jego mediami.
❗Buduj z nami niezależne media ❗
— Gazeta Polska - w każdą środę (@GPtygodnik) February 22, 2024
👉 Przekaż swoje 𝟭,𝟱% podatku na Strefę Wolnego Słowa. DZIĘKUJEMYhttps://t.co/u2qt3qEQv0 pic.twitter.com/0zCEEgmx8T