Przy bardzo silnej polaryzacji, gdy faktycznie każdy głos się liczył, istotną rolę w mobilizowaniu wyborców odgrywał czarny PR. W minionej kampanii wyborczej było go bardzo dużo. I najmocniej obrywał tym narzędziem PiS: Donald Tusk nazywał partię rządzącą „mordercami kobiet”, sugerował, że po wyborach nastąpi wojskowy przewrót, a przez 8 lat wtłaczano do głów nieprawdę o „zabranej demokracji”. Dopiero dziś, po rozstrzygnięciach, niektórzy przyznają, że straszenie milionów Polaków było bezpodstawne - pisze Grzegorz Wszołek w "Gazecie Polskiej".
Udało się, cel został osiągnięty. PiS do kontynuacji rządów w logicznej konfiguracji zabrakło około 20 mandatów. O przyczynach wygranej, która jednak nie przyniosła pożądanego efektu w postaci trzeciej kadencji, mówi się dużo. Co ciekawe, nadal w przestrzeni publicznej to Zjednoczona Prawica oskarżana jest o podsycanie politycznych podziałów, bo w kampanii oskarżała Donalda Tuska o działanie na korzyść Niemiec, a w debacie telewizyjnej premier Mateusz Morawiecki dużo czasu poświęcił liderowi KO. Tyle że w tejże debacie Donald Tusk niczego innego nie robił niż atakowanie oponenta z PiS. W kampanii przeszedł zresztą samego siebie w rozprzestrzenianiu fake newsów, kolportowanych przez wiele portali i antypisowskich publicystów. Dziś ci, którzy tylko 8 lat czekali na powrót do ogromnych wpływów, świętują. Warto zatem im przypomnieć, jakie bzdury opowiadali w kampanii, a co ostało się tuż po wyborczej bitwie.
Największym absurdem i jednocześnie kłamstwem była narracja o tym, że Zjednoczona Prawica nie odda pokojowo władzy. Zbiegła się w czasie z odejściem generałów Rajmunda Andrzejczaka i Tomasza Piotrowskiego ze stanowisk dowódczych w armii na finiszu kampanii wyborczej. W oczywisty sposób, nie komunikując przyczyn takiego postępowania, wojskowi włączyli się do niej, świadomie lub nie pomagając opozycji. Nie to jednak w tej historii jest najważniejsze. Dymisje generałów zostały wykorzystane do przekonywania, że PiS szykuje się do ataku na polskie miasta, gdyż nie pogodzi się z werdyktem wyborczym. Donald Tusk wygłosił nawet orędzie, do którego nie miał żadnych podstaw – nie pełni funkcji ministra obrony narodowej, nie jest też zwierzchnikiem sił zbrojnych. „Przed chwilą otrzymałem informację o dymisjach kolejnych 10 wysokich oficerów dowództwa generalnego. To wszystko dzieje się w sytuacji, gdy trwa wojna za naszą wschodnią granicą, a na Bliskim Wschodzie narasta konflikt, który może zmienić się w konflikt globalny” – oświadczył szef KO.
Okazało się, że żaden z wysokich dowódców nie odszedł – mowa o zwykłych żołnierzach, których w Polsce łącznie jest ponad 100 tys. Żaden z dziennikarzy, którym Tusk udzielał wywiadu, nie prostował słów lidera KO. Nawet wtedy, gdy powoływał się on na artykuł wp.pl z komunikatem z armii w sprawie odejścia 10 żołnierzy. Autor tekstu jasno wskazał w mediach społecznościowych, że Tusk mijał się z prawdą. I co? I nic.
Jeszcze groźniejszy był fake news o rzekomo planowanym „puczu” przez Jarosława Kaczyńskiego. „Wezwałem polskich oficerów i generałów do lojalności wobec konstytucji, ojczyzny i narodu, bo coraz więcej było niepokojących od kilku dni pogłosek, że ten chaos na szczytach wojskowego dowództwa bierze się też z tego, że generałowie obawiają się. Obawiają się tego, że PiS będzie chciał użyć wojska na wypadek przegranych wyborów. Brzmi groźnie i nieprawdopodobnie, ja nikogo nie chcę straszyć. To jest ostatni scenariusz, jaki chciałbym przeżyć” – grzmiał Tusk. Na jednym z ostatnich spotkań z wyborcami przed 15 października posłużył się przykładem gen. Waldemara Skrzypczaka: skoro nie wyklucza on wojskowej interwencji w kraju, to coś jest na rzeczy – przekonywał lider Koalicji Obywatelskiej. Mija kilka dni od wyborczej niedzieli. Na ulicach próżno szukać czołgów i pojazdów opancerzonych, reguły gry toczą się wedle zasad ustalonych w konstytucji. A Skrzypczak, który wyraźnie zmienił poglądy, był w czasach rządów PO-PSL pod lupą SKW. Dekadę temu padały też w jego stronę oskarżenia o korupcję. Z MON Skrzypczak odchodził w atmosferze skandalu. Czy takie informacje dotarły do kogokolwiek, kto nie interesuje się polityką? Oczywiście że nie. Zadziałał mechanizm wywołania grozy – skoro jest wojna na Ukrainie, skoro Hamas wystrzelił rakiety w Izrael, to zagrożenie konfliktem w Polsce trafi do umysłów. I tak też się stało.
Do tego dochodziły plotki, rozpuszczane w mediach przez ludzi Tuska, że PiS, ot tak, sfałszuje wybory. Tusk wezwał więc do kontroli wyborów, a w ruch włączył się Roman Giertych. Nie miało to nic wspólnego z budowaniem więzi społeczeństwa obywatelskiego, lecz z sączeniem przekazu – kontynuacji – jak PiS chce oszukać. Po wyborach ledwie ogłoszono wyniki exit poll, już nikt nie podnosił argumentu, że coś poszło nie tak, poza długimi kolejkami w lokalach wyborczych. Gdyby przewaga PiS nad KO była jednak nieco większa, a przecież mogło się tak zdarzyć, w przekazie opozycji zostałby odpalony tryb: „sfałszowali”. „Już można. Przed wyborami zupełnie bezpodstawnie straszyliśmy się: fałszerstwami wyborczymi, wyprowadzaniem wojska na ulice, polskim majdanem. Nic z tego nie mogło się stać i [się] nie stało. Jesteśmy solidną demokracją. Szanujemy wyniki wyborów. Trzy czwarte z nas wzięło w nich udział” – komentował Marcin Wyrwał z Onetu. Szkoda tylko, że na tak rozsądny głos nie zdobył się na przykład w piątek przed ciszą wyborczą.
Groźną metodą prowadzenia kampanii było oskarżanie nie tylko rządzących o to, że są „mafią”, „zorganizowaną grupą przestępczą” czy „seryjnymi zabójcami kobiet”, lecz także bezpośrednie słowa obrazy pod adresem inaczej myślących wyborców. Pierwszy raz w warunkach demokracji III RP partia aspirująca do pełnienia władzy z pełną premedytacją obrażała elektorat oponenta, wykorzystując przy tym ludzkie dramaty. Gdy doszło do zabójstwa 8-letniego Kamilka z Częstochowy przez ojczyma, Tusk wykorzystał bez mrugnięcia okiem tragedię do przyłożenia wyborcom PiS. Tych samych, o których wielokrotnie w teorii miał zabiegać, twierdząc, że są zmanipulowani przez „pisowskie media”. „Wszystko w Polsce od kilku lat jest postawione na głowie, tzn. królami życia są ci, którzy chleją, biją swoje dzieci, biją kobiety i pracą się nie zhańbili od wielu lat. Wymarzona klientela polityczna dla władzy, która sama ma sposób myślenia bardzo podobny do tej klienteli” – krzyczał w maju Tusk. Jego szokująca agresja wpoiła wśród niezorientowanych politycznie ludzi obraz milionów Polaków jako tych, którzy nic nie robią, tylko pobierają 500 plus i są po prostu źli. Wzmocniła przekaz, że rodacy siedzą wygodnie na kanapach, żyją z zasiłków, a uciemiężeni informatycy albo kosmetyczki na nich łożą. To o tyle zdumiewające, że 500 plus popierało według badań sondażowych około 80 proc. Polaków. W teorii to powinien być strzał Tuska prosto w kolano, ale nie zaszkodziło. Wręcz przeciwnie.
Afera wizowa? Tak, była. Ktoś w MSZ, funkcjonujący pod Wawrzykiem, wykorzystał od dawna istniejący proceder – również za rządów PO-PSL – do nielegalnego handlu wizami. Tyle że nie skorzystało na nim ponad 250 tys. osób z Afryki i Azji, legalnie przyjeżdżających do Polski za pracą, jak wynikało z wielu oświadczeń resortu dyplomacji. Sam skandal z wizami objął około 250 cudzoziemców. Za dowód w sprawie „250 tys. ludzi” służyło... kilka filmików na Tik-Toku. Mało tego, politycy KO przekonywali, że postawiono mur na granicy z Białorusią po to, by zaraz obok niego wpuszczać nielegalnych imigrantów – choć nie ma w tym żadnej logiki. To, że akurat partia Tuska nie jest wiarygodna w tematyce cudzoziemców, to jedno. To, że afera wizowa, ostatni akord kampanii, została wyolbrzymiona do granic możliwości, to drugie.
Dalszą część dopisało życie z wydarzeniami wokół dymisji Wawrzyka. Propagandowy cel został osiągnięty.
Nawet sobota w ciszy wyborczej została odpowiednio wykorzystana, by wpłynąć na pojedyncze głosy. Pewien mężczyzna wszedł na pomnik smoleński w Warszawie i groził, że się wysadzi. Racjonalny odbiorca tych niepokojących obrazków pomyślał zapewne, że to ktoś z problemami, oby nic złego się nie stało i policja opanowała sytuację. Ale antypisowski komentariat, na czele z liderami opinii po stronie liberalnej, zaczął oskarżać rządzących o... ustawkę. Bo zniknęli nagle policjanci z placu Piłsudskiego, władza chce zrobić z opozycji terrorystów i pewnie wynajęła podstawionego aktora, by namieszał na finiszu przed głosowaniem. Czy ktoś te debilizmy, za przeproszeniem, powielał po niedzieli? Ano nie. To samo grono, wywierające wpływ wielotysięcznymi zasięgami, przestało się interesować „bomberem”. Przeszło nad tym do porządku dziennego. O czym to świadczy? Albo doskonale wiedzieli, że historia o „ustawce” jest kłamstwem, albo szybko się zorientowali i potem wstyd było wracać do obłąkanej teorii.
I creme de la creme, czyli „brak demokracji”. Kilka milionów Polaków poszło do urn – i świetnie – bo naprawdę przestraszyło się, że rządy PiS to „koniec demokracji” (to już fatalny powód). Hasło sprowadza się do prostej konstatacji: gdy nie rządzą „nasi”, nie ma demokracji. Gdy zmienia się władza, to nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wraca ona na swoje miejsce. Wszystkie reguły konstytucyjne, dochowane po wyborach, świadczą o tym, że była to zwykła ściema.
„Szanowni, radując się wynikami wyborów, chciałbym zapytać, co z tymi 1231412 końcami demokracji, które wy, koryfeusze polskiego życia intelektualnego, ogłaszaliście od 2015 roku przy każdej okazji, średnio trzy razy w miesiącu?”
– pytał pisarz Szczepan Twardoch, sympatyzujący z Lewicą. „Jakoś nieźle ta demokracja wygląda jak na coś, co się tyle razy rzekomo skończyło. Co z pisowską dyktaturą, która »nigdy nie odda władzy«? Właśnie przegrała wybory i oddaje władzę? To się logicznie nie spina. Może więc nigdy nie było dyktatury, cały czas żyliśmy w demokracji, tyle że rządziła partia, której nie lubimy, a wy po prostu jesteście nieznośnymi histerykami? Czy to jednak zbyt brawurowa koncepcja?” – dociekał. Odpowiedzi na wpis Twardocha nie muszę Państwu przytaczać, bo doskonale się ich domyślacie.
„Staniemy w obronie wolności słowa i dziennikarzy” – zapewnia Jarosław #Kaczyński - czyta najnowszy numer tygodnika #GazetaPolska
— Gazeta Polska - w każdą środę (@GPtygodnik) October 24, 2023
📍 Więcej już o 00:00 na https://t.co/ZvUGL4JXWS
📍 Prenumeruj » https://t.co/P6zoug9c6E
https://t.co/ho1omSPwqR