Niemal tydzień po wyborach liberałowie ściągnęli z twarzy maski. Jeśli stworzą rząd, polskie społeczeństwo czekają nie tylko cięcia w polityce społecznej, dotkliwe dla kieszeni milionów zwykłych ludzi. Koalicja Obywatelska i Trzecia Droga wyśle znów polskie matki w niedzielę do pracy, a emeryci już mogą zapomnieć o 13. i 14. emeryturze. Co więcej – liberalne media już przygotowują swoich wyborców do szokowego wzrostu cen energii. Lewica w takiej koalicji, jeśli to wszystko podżyruje, najszybciej wypadnie za sondażową burtę.
Dziś możemy już wprost mówić o bieda-koalicji: KO-Trzecia Droga-Lewica. To ma podwójne znaczenie: wewnętrzne napięcia są duże, potencjalni współkoalicjanci nie są zgodni nawet do tego, jak się dzielić tym, co uznają za swoje łupy. Kto zapomniał, że hasła „tłuste koty” i „deforma” były używane już w czasach Platformy Obywatelskiej, szybko sobie przypomni. Mizeria tej koalicji, spajanej tylko nienawiścią wobec PiS, da o sobie znać bardzo szybko.
Nawet jeśli Donald Tusk będzie ich co chwilę straszył „opcją atomową”, czyli przedterminowymi wyborami, to i z tym szantażem się oswoją. Dawny kumpel Tuska, Władimir Putin, też regularnie straszy atomówkami. Po wybuchu wojny na Ukrainie ludzie po tym bledli. Teraz ziewają.
Ale żarty na bok. Bieda-koalicja będzie koalicją polskiej biedy. Oni nie potrafią inaczej – większość wypowiadanych już otwartym tekstem zapowiedzi KO i Trzeciej Drogi dotyczy poważnych cięć polityki społecznej rządów PiS. Próbują to tłumaczyć rzekomymi pustkami w budżecie. Ale to klasyczna neoliberalna zagrywka - zrzucamy winę na poprzedników, ale nie po to, by ludziom poprawić los. Przeciwnie, by przydusić ich do ziemi.
Bieda-koalicja właśnie taki ma plan: nowa terapia szokowa. Po części to zemsta na elektoracie PiS, po części stara strategia. Oni inaczej w sprawach społeczno-gospodarczych nie potrafią. Dlatego znów chcą wysłać ludzi w niedzielę do pracy, znacznie odchudzić pięćsetplusową politykę, pozabierać 13. i 14. emerytury. Do tego dojdzie z czasem zwijanie państwa. Takie jak za wcześniejszych czasów. Co jest za to pewne? To, że ceny energii skoczą o 70 procent. Żadnych tarcz i osłon nie będzie. A to oznacza jedno – nawet przy stopniowym spadku inflacji ceny pójdą w górę. I zaczną grzebać budżety domowe pod stosem zaległych rachunków.
W Wilanowie może się cieszą, że pięćsetplusy nie będą znów s..ały na plażach. Ale niemała część elektoratu PO-Trzeciej Drogi też będzie miała z tym poważny problem. Bo im także przestanie spinać się w budżecie, jeśli Bieda-koalicja odpali opcję: socjal minus, wydatki plus. I to nie są żadne pogróżki publicysty o prospołecznym zacięciu. W „GW” Witold Gadomski otwartym tekstem pisze, że rząd musi spowodować recesję, żeby „uzdrowić gospodarkę”. A to – jak pokazały lata 90. - dla milionów ludzi oznacza pułapkę życia na skraju ubóstwa albo „zamożności na ciągły kredyt”. No i oczywiście trzeba „sprywatyzować Orlen”. Podobne plany pojawiały się już przed wyborami w najbliższym gronie Donalda Tuska.
Dziś już widać, że Lewica robi dobrą minę do złej gry. Próbują dość niemrawo sygnalizować, że nie zgodzą się na to lub na owo jeśli chodzi o cięcia w polityce społecznej. Ale KO i TD nie muszą ich nawet słuchać – od brudnej neoliberalnej roboty będą mieli Konfederację. Co więcej, Anna Maria Żukowska (Lewica) już wywiesza białą flagę w sprawie wolnych niedziel w handlu. Znów poślą Polki w niedzielę do pracy. Niby obiecuje wolne weekendy i wyższe stawki. Ale kto zna polski kapitalizm pod rządami liberałów-aferałów, może i powinien zaśmiać się jej w twarz. Tragikomiczne, że lewica tak zatroskana o dobrostan polskich kobiet, dzieci i rodzin, nie ma właściwie nic przeciw temu, żeby wraz z liberałami zagnać kobiety z klasy ludowej w niedzielę do roboty.
Pani Żukowska, jedno pytanie: czy dzieci tych kobiet nie będą cierpieć psychicznie z powodu nieobecności matek? Szybko się zaczyna rozmywać wasze postkomunistyczno-lewackie zatroskanie... I co z konsultacjami społecznymi w tej sprawie? Czy głos najemnych pracownic nie jest ważny dla szczerych demokratów? Na marginesie: nie zdziwi mnie wcale, jeśli posłowie i posłanki Razem zostaną wypchnięci z Bieda-koalicji. Być może byłoby to dla nich nawet lepsze, niż żyrowanie nadchodzącej wielkimi krokami nowej terapii szokowej. W kilku ostatnich tekstach dla „Gazety Polskiej” jasno wskazywałem, że jeśli opozycji uda się wygrać, szybko z twarzy liberałów spadną maski społecznych wrażliwców. Sądziłem, że poczekają choć trochę. Ale w końcu mogli pokazać, że „pięćsetplusów” nienawidzą równie mocno, jak PiS-u. I właśnie to udowadniają.