Szukając haków na pracowników Instytutu Pileckiego, pracownicy Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego zarzucili pracownikom jednostki, że ta wyszła poza swoje ustawowe kompetencje i… nauczała dzieci o niedźwiedziach brunatnych. Chodziło o kaprala Wojtka, czyli żołnierza 22. Kompanii Zaopatrywania Artylerii w Armii Andersa i weterana walk o Monte Cassino. Gdy sprawa ujrzała światło dzienne, ministerstwo ocenzurowało własną kontrolę, zamazując kompromitujące dla siebie treści.
Wydaje się, że mało jest ludzi w Polsce, którzy nie znają historii niedźwiedzia Wojtka, adoptowanego przez żołnierzy 22. Kompanii Zaopatrywania Artylerii w 2. Korpusie Polskim dowodzonym przez gen. Władysława Andersa. Obecnie o tym zwierzęciu powstało co najmniej kilkadziesiąt książek, filmów dokumentalnych (w tym m.in. „Piwko dla niedźwiedzia” Marii Dłużewskiej), również gry planszowe, a nawet film rysunkowy. Jego pomniki znajdują się w wielu miejscach w Polsce, a także we Włoszech i w Szkocji. Wojtek to marketingowy brand. Jego wizerunek sprzedaje koszulki patriotyczne, ale również piwo (w którym według żołnierzy miś bardzo gustował). Jak się jednak okazało, nadal są ludzie, którym historia niedźwiadka przeszkadza. Co więcej, sprawują oni kierownicze funkcje w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego w rządzie Donalda Tuska.
Tak wynika z dokumentów dotyczących kontroli w berlińskim oddziale Instytutu Pileckiego. Jak ustaliła „Gazeta Polska”, odpowiadało za nią dwoje urzędników – Hanna Staszewska i Marek Marczuk. To oni mieli znaleźć i wytknąć wszystkie niedociągnięcia stworzonej za czasów PiS-u instytucji.
Wyniki ich kontroli są jednak dość zatrważające. „Gazeta Polska” dotarła do części twórczości Marka Marczuka, w której polemizuje on z pracownikami Instytutu Pileckiego. Jego uwagę zwróciły kursy językowe dla młodzieży zorganizowane w berlińskim Instytucie Pileckiego, a szczególnie ubodła ich tematyka.
– napisał Marczuk.
Tak oto wydaje się, że miś Wojtek nie wypełnił znamion ustawy, dlatego że nie był człowiekiem. Urzędnicy pominęli jego zasługi w Armii Andersa i to, że dostał on stopień wojskowy, a nawet został awansowany na kaprala za udział w bitwie pod Monte Casino. W każdym razie ofiar literalnego trzymania się prawa jest w tym piśmie więcej. Urzędnicy zakwestionowali też naukę o godle państwowym i jednym z najsłynniejszych podróżników polskich w historii. „Zarówno kurs językowy o Orle Białym, niedźwiedziu Wojtku oraz wyprawie afrykańskiej Kazimierza Nowaka wykraczają poza ramy nakreślane w cytowanym artykule ustawy” – czytamy w piśmie. Trzymając się sztywno ustawy, MKiDN skrytykowało również tworzenie filmu o rosyjskiej propagandzie.
Sprawa misia zaczęła być głośna po konferencji w sejmie, na której wystąpili Magdalena Gawin, Joanna Lichocka i Piotr Gliński. To właśnie tam ujawniono kuriozalne zarzuty i formalny zakaz nauczania o Armii Andersa. Historia odbiła się szerokim echem i była komentowana w mediach. „Gazeta Polska” wystąpiła do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego o ostateczne wystąpienie pokontrolne, nad którym resort pracował długie tygodnie.
W miniony piątek ministerstwo wysłało nam dokument podpisany przez minister kultury Hannę Wróblewską. Jakie było jednak nasze zdziwienie, gdy okazało się, że duża część dokumentu została ocenzurowana. W miejscach, w których najprawdopodobniej znalazły się zarzuty sformułowane przez zespół ministerstwa, widniały czarne prostokąty.
Skąd wiemy, że minister nie chciała chwalić się walką z misiem Wojtkiem? Odpowiedź jest prosta. Również z wcześniejszego pisma Marczuka, do którego dotarliśmy. W nim wyszczególnione są bowiem poprawki redaktorskie, które znalazły się w dokumencie, który otrzymaliśmy z resortu kultury.
Podajmy przykład. W swoim dokumencie Marczuk pisze, że „na stronie 6 wystąpienia pokontrolnego zdanie o treści »Finansowanie produkcji filmu o powyższej tematyce nie mieści się w celach ustawowych instytutu« otrzymuje brzmienie: »Powyższe działanie wykracza poza ustawowe zadania instytutu«”. Ta zmiana redakcyjna pokrywa się z tym, co znajduje się w piśmie ocenzurowanym przez ministerstwo. Podobnych potwierdzeń jest więcej.
Jako absurd można ocenić, że ministerstwo kultury ocenzurowało własną kontrolę, uznając, że dziennikarze i czytelnicy nie mogą poznać jej wyników w całości. Sprawa dotyczy bowiem publicznych pieniędzy. Ministerstwo nie podało żadnych podstaw prawnych swoich działań. To kolejny raz, gdy resort kultury ma problem z wolnością słowa. Na początku kadencji nie wpuszczano na konferencję dziennikarzy Telewizji Republika. Ostatecznie resort przegrał w sądzie i musiał przeprosić stację.
Zdaniem byłego ministra kultury i dziedzictwa narodowego sprawa mogłaby wydawać się śmieszna, gdyby faktycznie nie była straszna. – Mamy do czynienia z ekipą, która jest skrzyżowaniem gangu Olsena z popłuczynami straszliwej ubecji. Oni bowiem wyrzucają, niszczą i szantażują ludzi, a jednocześnie walczą z instytucjami, które były budowane przez różne środowiska i wzmacniające państwo. Instytut Pileckiego był wymyślony przez prof. Magdalenę Gawin, która przecież nie jest bezpośrednio ze środowiska Prawa i Sprawiedliwości. To istotne, bo tam pracowali ludzie z różnych środowisk, którzy z pewnością nie byli zatrudniani z klucza politycznego. Stworzyli pod moim nadzorem bardzo duży instytut, który pełnił funkcje naukowe i badawcze, ale jednocześnie rozwijał infrastrukturę – mówi nam prof. Piotr Gliński. Przypomina, że za 700 mln zł w ciągu niecałych 10 lat stworzono jednostkę badawczą, w ramach której zbudowano dwa muzea, trzy oddziały zagraniczne (Nowy Jork, Berlin i Rapperswil), a także stworzono siedzibę w Warszawie i stworzono wystawę w Domu Bez Kantów. Utworzono też Centrum Dokumentowania Zbrodni Rosyjskich w Ukrainie im. Rafała Lemkina. Do tego przeprowadzono szereg działań popularyzujących polską historię i naszych bohaterów. Liczbę podjętych inicjatyw można by mnożyć.
– To wszystko dorobek Instytutu Pileckiego. Szalenie ważny, debatowany i dyskutowany dorobek, który jest teraz niszczony. Przyjechał walec i rozjeżdża. Teraz ci komedianci szukają czegokolwiek, by odpowiedzieć na pytanie, dlaczego to niszczą. Oni nie znają i nie rozumieją historii. Nie wiedzą, że są w niej takie elementy jak miś Wojtek z Armii Andersa
– mówi prof. Piotr Gliński.
Jak Putin przekształcił Rosję w agresywne imperium? #MarkGaleotti, ekspert ds. bezpieczeństwa przeprowadza czytelnika przez najważniejsze konflikty ostatnich dekad – od Czeczenii po Ukrainę. #WojnyPutina teraz aż 25% TANIEJ!
— Sklep Gazety Polskiej (@SklepGP) March 21, 2025
🛍 Zamów na 👉 https://t.co/yRYIaD6ePe pic.twitter.com/ejnixpjFOs