Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
Polityka

Wojciech Mucha w "Gazecie Polskiej": Granica Tuska. Czy kryzys migracyjny pogrąży koalicję 13 grudnia?

Śmierć 24-letniej Klaudii K. z Torunia, która w połowie czerwca została zaatakowana w toruńskim parku przez obywatela Wenezueli, wpisuje się w kryzys, który wydaje się toczyć Polskę z coraz większą prędkością. Mowa oczywiście o kryzysie migracyjnym i sytuacji na naszej zachodniej granicy, przez którą – przy zaskakującej i trudnej do wytłumaczenia bierności polskich służb – przepychani są do Polski ludzie nieznanego pochodzenia - pisze Wojciech Mucha w "Gazecie Polskiej".

Ten przerażający toruński sygnał pokazuje, że wszystko, przed czym przestrzegano przez lata – niekontrolowane, masowe przyjazdy osób z najdalszych stron świata – już się dzieje i zbiera krwawe żniwo.

Reklama

Ów Wenezuelczyk przyjechał do Polski w lutym 2025 roku, nigdzie nie pracował. Przebywał w Polsce nielegalnie – jego pozwolenie na pobyt wygasło, nikt jednak nie zainteresował się tym faktem. Nie ma zresztą systemu, w którym jego nazwisko nagle zaczęłoby świecić się na czerwono z adnotacją, że należy przynajmniej sprawdzić, co się z nim dzieje.

„Jeszcze nic się nie dzieje”

W tym kontekście dość zastanawiająco brzmią powtarzane jak mantra przez polityków i publicystów związanych z władzą opinie, że „incydentów wciąż jest niewiele”, że „trwa nagonka” i „histeria”. Śmierć torunianki można już bowiem postawić obok innych przypadków z Europy Zachodniej, kiedy bezrefleksyjna polityka migracyjna pozwalała na obecność w tych krajach ludzi dokonujących zbrodni. I przez Polskę suną więc już „marsze milczenia” przeciwko przemocy migrantów.

I w Polsce, podobnie jak na zachodzie Europy, ludzie biorą sprawy w swoje ręce, broniąc małych ojczyzn, a nawet państwowych granic. Relacje mediów, mieszkańców oraz obywatelskich partoli z Ruchu Obrony Granic (ROG) sprawiają, że o tych – bynajmniej nie pojedynczych – przypadkach dowiadujemy się niemal codziennie. Cóż, szybko poszło.

Bo to nie tylko ten tragiczny toruński przypadek, lecz także codzienne incydenty. Oto na przykład w ubiegłym tygodniu w środku nocy na moście w Gubinie niemieckie służby usiłowały niemal wepchnąć do Polski przerażonego mężczyznę. Na przypominającym obrazy z filmu szpiegowskiego amatorskim nagraniu widać, jak puszczony przez stojących z założonymi rękoma Niemców człowiek powoli drepcze przez most, by po polskiej stronie napotkać mieszkańców, którzy odmawiają mu prawa wstępu do Polski (człowiek ten nie ma dokumentów ani zapasowych ubrań – wygląda jak włóczęga). Stanowcza postawa Polaków sprawia, że zostaje zawrócony i bardzo niechętnie, ale kieruje się w drogę powrotną i zrezygnowany pada na ziemię u stóp niemieckich funkcjonariuszy, wyraźnie zirytowanych, że nie udało się pozbyć tego „problemu”. 

Coraz więcej jest obrazów z polskich miast i miasteczek, na ulicach których pojawiają się ludzie nieznanego podchodzenia. I (co jednak nieszczególnie zaskakuje) okazuje się, że nie jest tak, jak jeszcze kilka lat temu (2019) mówili politycy PO w typie Róży Thun, że gdyby na przykład w Nowej Hucie pojawiło się „5 tysięcy” przybyszów, to Polacy nawet by tego nie zauważyli. Cóż, okazuje się, że widać nawet jednego, jak w słynnym przypadku wydalonego z Polski Senegalczyka z katowickiego jeziorka. 

Niemcy przeprosili i wyjaśnili. I robią swoje

Zresztą o tym, że dzieje się coś niedobrego, wiedział w ubiegłym roku już sam premier Donald Tusk, który po jednym z pierwszych nagłośnionych incydentów z wpychaniem migrantów do Polski napisał (17 czerwca 2024 roku): „Będę za chwilę rozmawiał z kanclerzem Scholzem (…). Sprawa musi być szczegółowo wyjaśniona”. Odpowiedzialny za politykę migracyjną wiceminister spraw wewnętrznych Maciek Duszczyk mówił wówczas: „Niemcy wysłali list z wyjaśnieniami, przeprosili, to absolutnie wypadek przy pracy”.

Tak Tusk wyjaśnił i taki to wypadek i przeprosiny, że rok minął, zmieniło się sporo (z kanclerzem Niemiec na czele – miejsce Olafa Scholza zajął nietrawiący Tuska Friedrich Merz), a podobne przypadki zamiast ustać, stały się codziennością. Formalnie Niemcy przekonują oczywiście, że ludzie, których „odsyłają” do Polski, to przybysze, którzy dotarli do RFN z naszego kraju, także przez granicę z Białorusią. 

W praktyce nie sposób tego sprawdzić – nikt nie bada choćby logowań ich telefonów komórkowych, by przekonać się, czy te (a więc również ich posiadacze) znajdowały się kiedykolwiek w Polsce. Za dobrą monetę bierze się na przykład oświadczenia, że oto przybywają z krajów ogarniętych wojną, a także deklarowany wiek, co skutkuje potwierdzonymi już przypadkami osadzeń migrantów z Afryki w domach dziecka czy wioskach SOS. 

Ludziom tym – jak ujawnił poseł Dariusz Matecki (PiS) – szacunkowy wiek potwierdza się na przykład za pomocą nieprecyzyjnej metody rentgenowskiej, polegającej na prześwietleniu kości dłoni. Co więcej, jak pokazują choćby materiały Telewizji Republika, polskie służby wydają się mieć polecenia „z góry”, by przejmować tych ludzi od Niemców niemal bez pytania, zupełnie jakby stosowano się do niesławnego polecenia posłanki KO, Iwony Hartwich: „Wpuśćcie w końcu tych ludzi do Polski! Kim są, ustali się później! Od czego macie służby?”.

O tym, jakie są statystyki tego typu działań, „jakoś tam” zaświadczają dane… niemieckiej policji, podane przez TVN24. Oto okazuje się, że (stan na 3 lipca) „od stycznia do maja 2025 roku Niemcy zawrócili na granicy z Polską 2765 osób, w tym najwięcej w maju – 708. Niemiecka policja podaje, że „najliczniejszą grupą [„zawracanych” czy też „niewpuszczanych” – przyp. red.] w tym roku byli obywatele kolejno: Ukrainy, Afganistanu, Gruzji, Kolumbii i Etiopii”. Dla porównania trzeba powiedzieć, że statystyki za poprzednie lata mówią o 20 zawróceniach w 2021 roku, 54 w 2022, 1705 w 2023 i aż 9369 w roku ubiegłym. 

Gwóźdź do trumny 

Jak jednak zaliczyć próbę taką, jak opisana powyżej, gdy nieznanego człowieka bez dokumentów Niemcy chcieli po prostu „wepchnąć do Polski” i powstrzymała ich dopiero nieugięta postawa czuwających mieszkańców Gubina? A te wszystkie zdjęcia, na których widać odjeżdżające na widok Polaków radiowozy Bundespolizei, pojawiające się na leśnych traktach i brodach na naszej granicy? Wreszcie – ilu ludzi udało się skutecznie „podrzucić” bez rejestru i dlaczego to w zasadzie ma miejsce?

Pytań jest sporo, ale polityczne jest jedno. Czy ta historia, która już wyraźnie wymknęła się rządzącym spod kontroli, okaże się jednym z ostatnich gwoździ do trumny dla koalicji 13 grudnia? Cóż, wiele na to wskazuje. 

Właśnie minął kwartał od momentu, gdy ocena rządów Tuska pogarsza się dramatycznie. Jak pisze już nawet rządowy CBOS, w czerwcu zadowolenie z faktu, że to Tusk stoi na czele rządu, „znalazło się na poziomie najniższym, a niezadowolenie – najwyższym od początku pracy tego rządu”, osiągając 58 proc. Podobne wyniki miał w… kwietniu 2013 roku (dla porównania: z rządu Morawieckiego i jego samego na czele w październiku 2023 roku niezadowolonych było 53 proc. Polaków). W jednym tylko sondażu IBRiS Platforma może dziś liczyć na głosy zaledwie 25,8 proc. ankietowanych, to spadek aż o 7,6 pkt proc. w porównaniu z badaniem sprzed wyborów. Z tego wydostać się już raczej nie sposób, bo i paliwa nie widać.

Sami rządzący sprawiają więc wrażenie, jakby wpadli w zabójczy dla nich, polityczny korkociąg, a kolejne wypowiedzi, w których atakują zarówno opozycję, jak i aktywistów z Ruchu Obrony Granic, jedynie pogłębiają ten kryzys. Nic dziwnego – zamiast zająć się obroną granicy, woleli przez kilka tygodni popadać w obłęd dotyczący rzekomego fałszerstwa wyborczego, licząc naiwnie, że werdykt Polaków da się odwrócić. Nie udało się. I choć od ubiegłego poniedziałku przywrócone zostały kontrole na granicy z Niemcami, to raczej oczywiste jest, że to jedynie wizerunkowy plaster przyklejony na tę dziurawą tamę.

Wszystko dzieje się w przeddzień zaprzysiężenia Karola Nawrockiego na prezydenta RP. Prezydenta, którego jedną z pierwszych decyzji ma być – według deklaracji – uporanie się z paktem migracyjnym, w tym zapowiadane jego „jednostronne wypowiedzenie”. I choć nie wiemy, co to w praktyce oznacza, to pewne jest jedno – sprawy przyspieszyły, konfrontacji nie uda się uniknąć. Donalda Tuska dogoniło właśnie wszystko, przed czym planował uciec, „domykając system”. Wiele wskazuje na to, że zamiast systemu domyka się właśnie wieko jego politycznej kariery. 

Tygodnik "Gazeta Polska" dostępny w wygodnej prenumeracie cyfrowej. Sprawdź ofertę prenumeraty cyfrowej TUTAJ » prenumerata.swsmedia.pl oraz pod numerem telefonu 605 900 002 lub 501 678 819.
Źródło: Gazeta Polska
Reklama