Klub KO złożył w piątek wniosek o powołanie komisji śledczej ds. do zbadania prawidłowości, legalności oraz celowości działań podejmowanych przez organy i instytucje publiczne w celu zapobiegania i przeciwdziałania wpływom zagranicznych służb specjalnych na politykę energetyczną Polski w okresie od 1 lipca 2013 r. do 20 października 2022 r., a także zaniechań w zakresie wykrycia tychże wpływów.
Powołania komisji śledczej domagał się na wtorkowej konferencji Donald Tusk.
Zdaniem rzecznika PiS Radosława Fogla, wniosek KO i słowa Donalda Tuska poprzedzające jego złożenie "to próba zaciemnienia sprawy". "To jest wyłącznie polityczny teatr, za którym nic nie stoi" - dodał.
Szersza analiza
Według rzecznika PiS, "jest to ilustracja znanego, polskiego powiedzenia o gorejącej czapce". "Premier rządu, który chciał do 2037 roku uzależniać nas od gazu, a jego minister spraw zagranicznych zapraszał na odprawę polskich ambasadorów rosyjskiego ministra spraw zagranicznych, próbuje teraz tego typu wnioskami odwrócić uwagę od własnych dokonań i liczy na krótką pamięć opinii publicznych" - powiedział Fogiel.
"My opowiadamy się za całościowym wyjaśnieniem wszystkich kwestii związanych z bezpieczeństwem energetycznym Polski, wszystkich decyzji, które zapadały. Chcemy to zrobić na przestrzeni od 2007 do 2022 roku"
- zapowiedział Radosław Fogiel. "Złożymy taką propozycję nawet z szerszymi, dalej idącymi środkami" - zapowiedział.
Powrót do afery
W poniedziałek tygodnik "Newsweek" napisał, że Marcin W. - wspólnik biznesowy skazanego za organizację podsłuchów najważniejszych osób w państwie Marka Falenty, zeznał w śledztwie dotyczącym spółki zajmującej się sprowadzaniem do Polski węgla z Rosji, której Falenta był współwłaścicielem, że zanim taśmy nagrane w restauracji "Sowa i Przyjaciele" wstrząsnęły polską sceną polityczną, trafiły w rosyjskie ręce, a "prokuratura wszczyna śledztwo, ale unika wątku szpiegostwa" w tej sprawie.
Wpaść we własne sidła
We wtorek Donald Tusk, odnosząc się do publikacji "Newsweeka" dotyczącej zeznań Marcina W. stwierdził, że tylko komisja śledcza, niezależna od ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry i prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, mogłaby wyjaśnić, na czym polega wpływ rosyjskich służb na energetyczną politykę PiS-u.
W reakcji na słowa szefa PO minister sprawiedliwości, prokurator generalny Zbigniew Ziobro zapowiedział upublicznienie protokołów dotyczących zeznań Marcina W. Zostały one opublikowane na stronie Prokuratury Krajowej w środę wieczorem. Wynika z nich m.in. że Marcin W. zeznawał (w 2017 i 2018 r.) iż wręczył łapówkę w wysokości 600 tys. euro M.T., "synowi byłego premiera". Miało to mieć miejsce w 2014 r. i jak zeznawał Marcin W. miała to być "prowizja za zgodę" ówczesnych władz na transakcję dotyczącą sprowadzania węgla z Rosji. Michał Tusk oświadczył w środę, że to "totalne bzdury", że nie poznał Marka Falenty ani Marcina W. i nigdy też nie był przesłuchiwany w tej sprawie. Wskazał też, że prokuratura protokoły z tymi zeznaniami ma "od lat".
Marcin W. w jednym z protokołów opublikowanych w środę, mówił też m.in. że ma "realne obawy" o swoje życie i zdrowie. Twierdził również, że kontaktował się z Rosjanami ws. nagrań "różnych ważnych osób", a do przekazania nagrań Rosjanom miało dojść w Kemerowie w 2014 r.
Tuszowanie wpadki
W czwartek Donald Tusk zapewnił, że nadal chce powołania komisji śledczej, która zbadałaby wpływ rosyjskich służb na energetyczną politykę PiS. W rozmowie z TVN24 Stwierdził też, że "jeśli Kaczyński i Ziobro zablokują jej powstanie, to znaczy, że mają jakieś powody, żeby bać się prawdy". Oświadczył też, że nie da się zastraszyć. Zapytany, czy widział i dostał kiedykolwiek reklamówkę z 600 tys. euro, odpowiedział, że "nie widział takiej kwoty pieniędzy". "Nie jestem dzisiaj w nastroju do żartów, nawet jeśli to, co wyprawia minister Ziobro wydaje się groteskowe, naruszające wszystkie normy i obyczaje, to jednak trudno z tego robić kabaret, bo to jest bardzo poważna sprawa" - zaznaczył.
Do nagrywania osób z kręgów polityki, biznesu i funkcjonariuszy publicznych w dwóch restauracjach dochodziło w latach 2013-2014. Podczas 66 nielegalnie nagranych spotkań utrwalono rozmowy ponad stu osób; prokuraturze udało się ustalić tożsamość 97. Prawomocny wyrok 2,5 roku bezwzględnego pozbawienia wolności usłyszał w związku z tą aferą biznesmen Marek Falenta.
Tzw. afera podsłuchowa była jedną z głośniejszych spraw w ostatnich latach. Ujawnione w mediach nagrania wywołały w 2014 r. kryzys w rządzie Donalda Tuska; po wyborach w następnym roku do władzy doszło PiS.