Trockiści wymyślili sobie świat, w którym będą niepodzielnie sprawować władzę i wykorzystywać do tego wszelkie zdobycze techniki. Nazywają to demokracją, ale coraz mocniej przypomina to ich ulubiony Związek Sowiecki – wolność słowa dla tych, którzy nas popierają, i wszelkie formy „resocjalizacji” dla naszych oponentów. Zbudowali sobie biurokratyczny raj w Brukseli i rozłażą się jak weneryczna choroba po całym kontynencie - pisze Witold Gadowski w "Gazecie Polskiej".
Ostatnio w Rumunii wykluczyli z udziału w wyborach kandydata, który im nie odpowiadał – Calina Georgescu. Oskarżyli go o wszelkie możliwe patologie z praniem nieujawnionych, rosyjskich pieniędzy na czele i zabronili mu kandydowania. Pozakładali całą masę organizacji pozarządowych (czytaj: finansowanych z wyłudzanych z budżetów poszczególnych krajów pieniędzy), które trudnią się teraz „sprawdzaniem faktów”, a tak naprawdę uniemożliwianiem publikowania w sieci i gdziekolwiek opinii i faktów dla eurobolszewików niewygodnych. Sami mogą kłamać, ile chcą tak, że aż całe społeczeństwa rechoczą na ich widok, ale oponentów chcą po prostu zamykać do więzień i unicestwiać. Oczywiście w imię... wolności słowa i rzeczonej już demokracji.
Ostatnio eurokołchoźnicy wymyślili, że będą organizować „okrągłe stoły” w sprawach wyborów w poszczególnych – podbitych przez eurowenerę – krajów.
Na początku bardzo martwili się o demokrację w samych Niemczech, gdzie niebezpiecznie dla nich wzrosły notowania AfD. Teraz zamierzają podobne sztuczki zastosować względem Polski. Wymyśliła to towarzyszka Henna Virkkunen, wiceprzewodnicząca komisji europejskiej do spraw suwerenności technologicznej, bezpieczeństwa i demokracji. Już sama jej funkcja jest zadziwiającą zbitką kilku odległych (zdawałoby się) od siebie dziedzin. Bo co właściwie wspólnego ma suwerenność technologiczna (niezły nowotwór słowny) z demokracją czy bezpieczeństwem? No ma, zdaniem europejskich trockistów, którzy tylko dla niepoznaki czczą czyściciela butów Trockiego – Spinellego – a przecież chcieliby już z otwartą przyłbicą stawiać cokoły Lejbie Bronsteinowi – Trockiemu – wszelkie technologie muszą służyć rewolucji, a jeśli jej nie służą, to powinny zostać aresztowane, przejęte i nauczone służenia. Skoro Elon Musk pozwala na jaką taką wolność wypowiedzi na swoim portalu X, to jak najszybciej należy mu wytłumaczyć, na czym polega tolerancja represywna i demokracja służąca, które trockiści wzbili na Starym Kontynencie na szczyty imbecylnego, ideologicznie rozparzonego absurdu.
„Skrajna prawica” (wszyscy myślący w zgodzie ze zdrowym rozsądkiem, są określani przez rewolucjonistów tym mianem) niedopuszczalnie wykorzystuje możliwości VLOP-ów (very large online platforms) do propagowania swoich idei i trzeba to natychmiast ukrócić – wrzeszczy towarzyszka Virkkunen, nie ukrywając jednocześnie, że natychmiast takie treści chciałaby wyrzucić z internetu i doprowadzić do więzień ich autorów. Jako człek będący pionierem publicystyki internetowej, a jednocześnie autor purystycznie dbający o własną niezależność i zgodność wypowiadanych sądów ze stanem poznawania przez siebie świata, znam doskonale praktyki rozmaitych (przeważnie mało zdolnych i przez to rozszalałych) cenzorków sieci. Do dziś na moim portalu Patronite wisi sygnowane przez jakąś radę naukową ostrzeżenie przed moimi opiniami w sprawie pandemii COVID-19 – dodam, że wszystkie te „opinie” okazały się być faktami i przedstawiały realną rzeczywistość, którą różne „rady naukowe” i „eksperci” usiłowali zakłamywać i ciągle to czynią. Jestem cenzurowany ekonomicznie i towarzysko, a jednak okazuje się to bezskuteczne, bo mam setki tysięcy widzów, czytelników i słuchaczy. No więc neobolszewia najchętniej takich autorów po prostu komunistycznie by wyłączyła i odcięła od jakichkolwiek możliwości publikowania treści. Jeśli metody z internetu zostaną przeniesione na grunt realnej polityki, to już wkrótce i w Polsce eurokraci będą orzekać, kto może, a kto nie może kandydować do demokratycznie wybieranych władz. Rumuni właśnie wyszli na ulice, być może w Polsce też nie ma już na co czekać.