Wczorajsze wystąpienie szefowej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen jest szeroko komentowane przez polityków. Wiceminister spraw zagranicznych Szymon Szynkowski vel Sęk powiedział, że "cieszy się, że refleksja przychodzi, bo gdyby w przeszłości słuchano głosu Polski, która ostrzegała przed zagrożeniem ze strony Rosji, to bylibyśmy dzisiaj w zupełnie innym punkcie". Z kolei europosłanka Izabela Kloc oceniła, że "von der Leyen odebrała nam nadzieję na to, że Unia Europejska może się zmienić i wreszcie zacząć słuchać głosów wszystkich państw członkowskich"'.
"Mamy nauczkę z tej wojny, trzeba było wsłuchać się w głosy wewnątrz UE, w Polsce, krajach bałtyckich, w całej Europie Środkowo-Wschodniej, oni od lat nam mówili, że Putin się nie zatrzyma"
- mówiła von der Leyen w środę podczas debaty o stanie UE w Parlamencie Europejskim w Strasburgu.
Wiceszef MSZ w rozmowie z Polską Agencją Prasową odniósł się do słów szefowej KE.
"Cieszę się, że ta refleksja przychodzi, bo rzeczywiście, gdyby w przeszłości słuchano głosu Polski, która ostrzegała przed zagrożeniem ze strony Federacji Rosyjskiej i też apelowała o to, żeby nie realizować inwestycji, które wiążą, uzależniają energetycznie Europę z Rosją, to bylibyśmy dzisiaj w zupełnie innym punkcie"
- powiedział.
Jak podkreślił, dobrze, że taka refleksja przychodzi ze strony przedstawicieli państw Zachodu i instytucji europejskich.
"Można powiedzieć: lepiej późno niż wcale"
- dodał.
"Ale ja życzyłbym sobie, żeby za tą refleksją przyszła też refleksja w innych sprawach, jak np. w sprawie tego, że skoro Polska otwiera swoje drzwi dla wielu uchodźców wojennych z Ukrainy, łoży na to bardzo istotne pieniądze, wysyła na Ukrainę dużą pomoc militarną, humanitarną, to nie powinna być karana, obłożona politycznymi sankcjami blokowania środków, które nam się należą z Krajowego Planu Odbudowy"
- wskazał Szynkowski vel Sęk.
"Chciałbym, aby za słowami poszły czyny, żeby za uznaniem dla Polski poszły także konkretne finanse, które wspomogą nasz kraj, który rzeczywiście jest krajem frontowym w tej trudnej sytuacji i wówczas będzie można powiedzieć, że to będzie komplementarne, tzn. ze stanowiskiem wyrażonym słownie będą też szły czyny. Na razie mamy tylko słowa, oczekiwałbym, że za tym pójdą konkretne działania"
- podkreślał wiceminister
"Przewodnicząca Komisji Europejskiej mówi, że 'powinniśmy byli słuchać państw Europy Wschodniej', a jednocześnie zamyka nam usta w sprawie reformy (systemu handlu uprawnieniami do emisji CO2) ETS. Mówi o walce o demokrację, a jednocześnie obiecuje karać finansowo kraj, który na pomoc dla Ukrainy wydał najwięcej z wszystkich państw członkowskich. Komisja Europejska wbrew temu, co mówi, nie chce uczyć się na własnych błędach"
- powiedziała europosłanka Izabela Kloc (PiS)..
"Mamy już dość słów o budowaniu świetlanej przyszłości i cudownych receptach na kryzysy. Europejczycy nie chcą Zielonego Ładu za cenę biedy i niepewności. Pani von der Leyen wciąż mówi o tym, jak pięknie będzie za kilka lat, gdy uniezależnimy się od paliw kopalnych. Nawet jednym słowem nie wspomniała o energii nuklearnej, która jest przecież jednym z fundamentów europejskiego bezpieczeństwa energetycznego. Reforma ETS i energia nuklearna to dziś tematy tabu. Te przemilczenia są znamienne"
- oceniła eurodeputowana PiS.
Jak dodała, w środowym przemówieniu podczas debaty o stanie Unii Europejskiej "przewodnicząca Komisji pokazała (...), kogo boi się najbardziej: nie Putina, nie obywateli ani nadchodzącej zimy. Najbardziej boi się nadepnąć na stopę (wiceszefowi KE, odpowiedzialnemu za Europejski Zielony Ład - red.) Fransowi Timmermansowi i całemu lobby, które za nim stoi".
"Prawo i Sprawiedliwość było zawsze konsekwentne w krytyce rosyjskiego imperializmu. Ostrzegaliśmy przed nim od dawna, ale niektóre rządy, w tym ten, w którym pani von der Leyen była ministrem, te ostrzeżenia ostentacyjnie ignorowały"
- powiedział Kosma Złotowski, europoseł PiS.
Dodał, że "pochwały pod adresem Polski i państw bałtyckich to była zdecydowanie najlepsza część wystąpienia przewodniczącej Komisji Europejskiej".
"Teraz oczekujemy, że Komisja uwzględni polskie zastrzeżenia do unijnej polityki klimatycznej i łamania traktatów przez instytucje europejskie. Tutaj też mamy rację i prędzej czy później, w kolejnym wystąpieniu o stanie Unii, ta lub kolejna przewodnicząca Komisji to przyzna"
- ocenił.